Współczesne
Tajpej nie byłoby współczesnym Tajpej, gdyby nie budynek Tajpej 101,
zaprojektowany w biurze C. Y. Lee & Partners, równocześnie najsłynniejszy
projekt tego biura i urodzonego w Chinach, ale żyjącego na Tajwanie architekta
C. Y. Lee.
Liczba 101 w
nazwie nie jest bez znaczenia. 101 – bo tyle pięter liczy (plus pięć
podziemnych), bo taki jest kod dzielnicy, bo to w ogóle dobra liczba
nawiązująca zresztą do cyklu odnowy czasu: nowego wieku, który nastał w czasie
budowy i wszystkich kolejnych nowych lat (1.01, czyli 1 stycznia, pierwszy
dzień każdego roku). To zresztą nie jedyna symbolika towarzysząca tej budowli.
Należałoby
jeszcze wymienić chińskie monety czy motyw ruyi
(stylizowane chińskie berło traktowane jednak nie jako atrybut władzy, ale jako
talizman gwarantujący szczęście i spełnienie życzeń), które umieszczone są nad
wejściem, na zwieńczeniu poszczególnych kondygnacji, jako sklepienie pasażu czy
jako pomnik przed wejściem.
A w ogóle to sylwetka budynku ma się kojarzyć z
pagodą (symbol połączenia ziemi z niebem), pędem bambusa (symbol nauki i
rozwoju) i stosem sztabek złota (symbol dostatku).
Oddany do użytku
w 2004 roku, mierzący 509,2
metra wieżowiec przez pięć lat dzierżył tytuł
najwyższego budynku świata. W 2010 roku został pokonany przez Burdż Chalifa w
Dubaju.
Właściwie nie
miałam zamiaru wjeżdżać na platformę widokową, ale czyste niebo pomogło mi
podjąć właściwą decyzję. Jestem zatem na 91. piętrze budynku, którego wysokość
jako pierwszego na świecie przekroczyła pół kilometra. Jego budowa była
wyzwaniem – ponieważ to i teren o wzmożonej aktywności sejsmicznej, i częste
huragany, i konieczność stawienia czoła napięciom i naprężeniom, z jakimi nie
spotkali się dotychczasowi budowniczowie budynków sięgających nieba. Schodząc
na 89. poziom, można zobaczyć stabilizator drgań (lub, inaczej mówiąc, tłumik
drgań harmonicznych – cokolwiek to znaczy!) – żółtą kulę o średnicy 5,5 metra zawieszoną na
grubych stalowych linach. Tego typu stabilizatory stosowano już wcześniej, ale
nigdy nie były one pokazywane publicznie. Tutaj stanowi dodatkową atrakcję dla
zwiedzających. Nic zatem dziwnego, że ten damper
baby doczekał się niezliczonych gadżetów, jakie można nabyć na miejscu
oczywiście! Nabyć też można wyroby z korala – tak bogatej galerii wyrobów z
korala nie widziałam jeszcze nigdy i nigdzie. Ceny? Pójdę jeszcze raz zerknąć
na Tajpej z góry.
Widoczność
dzisiaj rzeczywiście jest nadzwyczajna, nieczęsto w wielkich miastach
spotykana. Poznaję miejsca, w których byłam lub w których będę. Panowie myjący
budynek z zewnętrznych platform pozdrawiają nas gestami, ich miejsce pracy
właśnie powoli jest opuszczane. I ja zjeżdżam już na parter – windą wewnętrzną
– z prędkością prawie 17
metrów na sekundę!
Jeszcze krótki
spacer szlakiem dzieł sztuki, jakie wystawiono wokół budynku. Wypada zwrócić
uwagę na dwa z nich, przed głównym wejściem. Abstrakcyjna forma „Nieskończone
życie”, przypominająca trochę skuloną postać (inspiracją dla artysty był
embrion), została zrobiona ze stalowych lin wind, które wymieniono w 2010 roku,
po pięciu latach używania. Instalacja „Towarzysze” składająca się z siedmiu
filarów pokrytych różnokolorowymi szkiełkami ułożonymi we wzory typowe dla
tangramu poświęcona jest pamięci twórców budowli oraz sześciu osób, które
zginęły w trakcie budowy.
Bardzo ciekawie piszesz! Podoba mi się Tajpej, zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńTo jedno z tych miejsc, gdzie się czułam jak w domu i nie bardzo mi się chciało jechać dalej.
UsuńPięknie i ciekawie opisujesz swoje wrażenia Mariolko ☺
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, staram się jak mogę...
UsuńCiekawe. A w ubiegłym roku wahałam się Tajwan czy Hongkong. Wybrałam Hongkong.
OdpowiedzUsuńHongkong również jak najbardziej godny zobaczenia i polecenia. A na Tajwan też przyjdzie czas...
OdpowiedzUsuń