Ostatnią,
dwumiesięczną podróż (marzec-kwiecień
2019; Sri Lanka – Nepal – Indie) zaczęłam na Sri Lance. Opisanie – tak w największym
skrócie – wędrowania po tym kraju, zajęło mi więcej czasu niż cała podróż. O ile jednak podróżując, cały czas poświęca się
tej realizowanej wyprawie, to czas po powrocie trzeba dzielić z prozą życia. Z
drugiej jednak strony pisanie o tym czego się doświadczyło to też przyjemność,
to wspomnienia, to jakby kontynuowanie podróży. Więc może podświadomie ten czas pisania
przedłużałam?
Było też o czym pisać.
Sri Lanka bowiem to nie tylko morze, słońce i plaże ale też dwadzieścia sześć
wieków historii – wszak pierwsze historyczne wzmianki o rodzącym się na wyspie państwie
pochodzą już z VI wieku p.n.e.
Źródłem pisanym dziejów najdawniejszych jest
spisana w V wieku n.e. Mahavamsa – Wielka Kronika – zapis w języku palijskim
historii Sri Lanki, poczynając od króla Widźaja (Vijaya), którego okres
panowania określany jest na lata 543–505 p.n.e., do połowy IV wieku n.e. Historii
okraszonej legendami. Niewątpliwie bowiem legendarnym wątkiem jest to, że babka
króla Widźaja, bengalska księżniczka czystej krwi, powiła dziecko w wyniku jej
związku z lwem. I to właśnie lew – sinha
– dał też nazwę Syngalezom (podobnie jak nazwie wyspy, nie wnikając w detale
etymologii), ludowi, który zaczął napływać na wyspę z północnych Indii w VI
wieku p.n.e. Ludowi pod wodzą króla Widźaja, z którym rodzice nie mogli sobie
dać rady i którego wygnali z królestwa wraz z siedmiuset kompanami.
Kraj, do którego
przyjechałam, na kartach Mahavamsy nazywany
jest Lanką, oficjalna nazwa wyspy, to Cejlon. Nazwa godna, wywodząca się z
sanskrytu, od słowa sinha, które oznacza
lwa – nie wnikając w tym miejscu w celowe czy przypadkowe zniekształcenia,
jakie przytrafiały się przez wieki przedstawicielom różnych nacji, których losy
rzucały na wyspę u południowo-wschodnich krańców Indii. Taką też nazwę przyjmowali
dla zaanektowanych na wyspie terenów kolejno Portugalczycy (Ceilão),
Holendrzy (Zeylan), Brytyjczycy (British Ceylon w okresie
1815–1948 oraz Dominion of Ceylon w okresie 1948–1972). Trudno się zatem
dziwić, że kiedy w 1972 roku państwo wreszcie stało się całkowicie niepodległe,
przyjęto dla niego nazwę, której, w ślad za Mahavamsą, przez całe wieki
używali mieszkańcy wyspy – Lanka, dodając jeszcze słowo sri, które
oznacza „święty” albo „piękny” z uwzględnieniem różnych synonimów. W 1978 roku
przyjęto oficjalną nawę: Demokratyczno-Socjalistyczna Republika Sri Lanki.
Wyspa, na której
to państwo jest położone, nadal nazywa się Cejlon. Nie chcę jednak pisać, że
byłam „na Cejlonie”, bo chyba nie tylko mnie kojarzyłoby się to z czasami
kolonializmu. Wolę zatem powiedzieć, że byłam w Olśniewającym Kraju, że byłam w
Sri Lance.
Podobnie jak w historii każdego chyba miejsca na świecie, w Sri Lance zdarzały się i najazdy, i obalenia władców, i powroty na tron, które niekiedy skutkowały wybitnymi kreacjami architektoniczno-artystycznymi jak skała Sigirija czy Królewska Jaskinia Skalna w Dambulli.
Z zainteresowaniem oglądałam też współczesne realizacje jak Lotus Tower w Kolombo (oddawaną od trzech lat do użytku!) czy budynek parlamentu w Sri Dźajawardanapury Kotte, konstytucyjnej stolicy Sri Lanki. Ten ostatni został zaprojektowany przez najwybitniejszego architekta lankijskiego Geoffreya Bawę (1919–2003), twórcę tzw. modernizmu tropikalnego, chociaż on sam tego określenia nie lubił.
Z ambiwalentnymi uczuciami zwiedzałam również zabytki, i całe miasta (Galle), z czasów panoszenia się na wyspie Europejczyków (od 1505 roku Portugalczyków, od połowy XVII wieku Holendrów i od końca XVIII wieku Brytyjczyków). Jak zwykle gdy mam do czynienia z kolonialną spuścizną powstałą na gruzach – dosłownie i w przenośni – rodzimej kultury kraju, w którym jestem.
Szczyt Adama, Mały
Szczyt Adama, Skała Ella, Park Narodowy Równiny Hortona czy pokryte polami/tarasami
herbacianymi wzgórze zwane Lipton’s Seat, były pretekstem do wędrowania górskimi
szlakami i przywołania wspominania starych, dobrych czasów, kiedy „się chodziło”
po Tatrach czy Beskidach.
Chociaż… nie wiem czy tylko wędrowania czy może też pielgrzymowania – wszak Szczyt Adama to święta góra. Święta nie tylko dla buddystów – o czym więcej w eEmerytce w Sri Lance, która znajduje się już na wirtualnych półkach internetowych księgarń, m.in.:
Chociaż… nie wiem czy tylko wędrowania czy może też pielgrzymowania – wszak Szczyt Adama to święta góra. Święta nie tylko dla buddystów – o czym więcej w eEmerytce w Sri Lance, która znajduje się już na wirtualnych półkach internetowych księgarń, m.in.:
Szczegółową trasę
mojej podróży określa spis treści:
2.
Gdyby
nie Mahinda – Mihintale
3.
Pierwsza stolica – Anuradhapura
4.
Klasztor w jaskiniach – Dambulla
5.
Lwia
Skała – Sigirija
6.
Druga
stolica – Polonnaruwa
7.
Trzecia stolica – Kandy
8.
Jedni wolą morze, inni góry – najpierw Szczyt Adama
9.
Na koniec świata – Nuwara Eliya i Park Narodowy Równiny
Hortona
10. Powrót
do przeszłości z kart Ramajany – Hakgala
11. Rozkosze
wędrowania po górach – Skała Ella, Dziewięcioprzęsłowy Most, Mały Szczyt Adama
i Wodospad Rawany
12. Wśród
herbacianych pól – z Haputalle do Lipton’s Seat
13. Z
Haputale do Kataragamy, czyli jak przez przypadek dojechać do Hambantoty
14. Opiekunka
wyspy i miasto – Kataragama
15. Niby
nic ciekawego – Tissamaharama
16. Kolonialny
klejnot Sri Lanki – Galle
Skomplikowane dzieje wyspy. Ale widoki piękne. Sri Lanka wygląda na kraj turystycznie dziewiczy, chociaż w górach jedno miejsce przypomniało mi kolejkę na Giewont!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
Długie i skomplikowane. Ale bardzo ciekawe.
UsuńNie nazwałabym jednak Sri Lanki krajem „dziewiczym” pod względem turystycznym, jeszcze przed końcem wojny domowej (2009), turystyka się rozwijała, i baza jest całkiem niezła.
Dobrze wiedzieć. Dziękuję:)
UsuńWyspa jest piękna i zdjęcia
OdpowiedzUsuńDziękuję. Za odwiedziny i opinię. Pozdrawiam!
Usuń