U stóp muru ze
strażnicami znajduje się rezerwat. Rosnące tutaj drzewa zostały posadzone przez żołnierzy trzymających straż na murach w
okresie dynastii Ming. Mówi się, że strażnicy bardziej zajmowali się różnego
rodzaju uprawami niż strzeżeniem granic. Na początku ścieżki prowadzącej
do rezerwatu ustawiono bramę-pomnik z ponadnaturalnej wielkości kasztanami.
Jestem zdezorientowana, bo kasztany na tym pomniku mają kształt taki, jak znam,
ale liście już nie… A przecież wiem, jak wyglądają liście naszych kasztanowców.
Te tutaj są zupełnie inne. Chwilę potem z tabliczek na drzewach dowiaduję się,
że to gatunek całkowicie odmienny – Castanea mollissima, kasztan chiński z rodziny bukowatych, podczas
gdy kasztanowiec należy do rodziny mydleńcowatych.
Błądzę między liczącymi setki lat drzewami o
powyginanych kształtach i spękanych pniach. Niektóre, gdyby nie pomoc
człowieka, gdyby nie podpórki podtrzymujące kruche gałęzie, gdyby nie cementowe
plomby, już dawno przestałyby istnieć. Są i takie, które cieszą się szczególnym
kultem – tak przynajmniej sądzę, widząc czerwone wstążki oplątane na pniach i
gałęziach.
Staw Hailong leży na końcu szlaku, w
najbardziej na zachód wysuniętym zakątku tego terenu. Nie zamierzam rezygnować
z odwiedzenia go, mimo że pogoda nagle się załamuje. Przecież jeszcze nie ma
nawet 14:00.
Chmury coraz niżej… żeby tak wytrzymało
jeszcze z godzinę!
Wytrzymało zaledwie pół godziny. Duże krople
deszczu dopadają mnie właśnie, gdy docieram do stawu. Do stawu czy do dna
studni? Niewielkie płytkie jeziorko otoczone jest niemal pionowymi ścianami niczym
cembrowiną. Dobre miejsce do kontemplacji i odpoczynku po spotkaniu z Wielkim
Murem Chińskim – pod warunkiem że niebo nie płacze.
W ulewnym deszczu wracam do kasztanowego gaju
i dalej północną stroną jeziora do zapory, a potem do wyjścia.
„Wielki Mur nad jeziorem” to niewątpliwie
nowe miejsce na turystycznej mapie Chin. Chińczycy szczycą się, że sztuczny
zbiornik to „wartość dodana do historycznej i kulturalnej atmosfery tego
miejsca”. Powstał nawet poemat:
„Wielki Mur spotyka szemrzącą
wodę,
jego antyczne ciało zanurza się
w niej,
Mur w wodzie i woda nad murem.
Co za idealne dopasowanie człowieka
i natury”.
Moje daleko niedoskonałe tłumaczenie
angielskiej już wersji chyba jednak oddaje myśl autora. Te słowa mają
usprawiedliwiać ingerencję w dziedzictwo przodków. Autor tego „poematu” jednak
mnie nie przekonał. Idąc zamglonym i mokrym brzegiem jeziora, myślę, że szkoda,
iż sztuczne jezioro musiało powstać właśnie tutaj, niszcząc to, co zostało
stworzone przed wiekami.
Kompletnie przemoczona, mimo parasolki i
peleryny, wracam do centrum miasteczka. Oczywiście padać już przestało. Na
szczęście jestem przygotowana na taką ewentualność. Buty zmieniłam, jak tylko
zaczęło padać, teraz ubieram suchy T-shirt, wyjmuję bluzę, którą schowałam do
plecaka, żeby nie zmokła. W suchym już odzieniu jestem gotowa na blisko
czterogodzinny powrót do Pekinu. Chwilę potem podjeżdża autobus, pani
konduktorka rozumie, o co mi chodzi, gdy pokazuję jej nazwę „Pekin”. Już w Huairou
podpowiada, gdzie powinnam się przesiąść, i wskazuje przystanek autobusu 916.
Jeszcze nie minęła godzina 21:00, gdy jestem w hotelu.
Zobacz poprzednie części relacji:
Część I: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html
Część II: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur_27.html
Część III: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/05/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html
Część I: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html
Część II: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur_27.html
Część III: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/05/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html
Widoki to tam miałaś niesamowite. Dzięki za ich małą cząstkę!
OdpowiedzUsuńNo i dowiedziałam się, że są chińskie kasztanowce zupełnie inne od naszych. Wyczytałam, że ich owoce są jadalne. Fajna relacja, dziękuję:)))