Wśród „atrakcji turystycznych” Mumbaju bardzo
często wymieniane jest Dhobi Ghat, w dzielnicy Mahalaxmi (osiem kilometrów od
centrum). Nie bez powodu ten cudzysłów, bo to miejsce nie ma nic wspólnego z tym,
czego się spodziewamy, słysząc takie określenie. Dhobi Ghat to największa na
świecie pralnia na otwartym powietrzu (jako taka została wpisana do Księgi rekordów
Guinnessa), działająca od ponad 125 lat. Siedem tysięcy ludzi codziennie,
przez większą część doby, pierze tutaj brudy z całego Mumbaju. Głównie ręcznie.
Klientami pralni są hotele, restauracje,
szpitale, prywatne osoby i… inne pralnie. Większość pracujących również tutaj mieszka,
tylko niewielki procent przyjeżdża do pracy z odległych wiosek. Na parterach domów
i w uliczkach odbywa się pranie. Na piętrach ci ludzie mieszkają, na dachach wyprane
rzeczy schną. Schną na linkach splecionych z dwóch sznurów – w ich sploty
wkłada się mokrą bieliznę i nie trzeba używać klamerek.
Wzdłuż domów rzędy betonowych boksów, w
każdym kamienny słupek służący jako tara. W nich moczy się brudne odzienie,
trze rękami lub ugniata nogami, co jest przyczyną częstych chorób stóp. W innych
miejscach w olbrzymich beczkach gotuje się wodę lub pranie. Wydzielone są stanowiska
do odplamiania i prasowania. Niektóre żelazka są na węgiel, próbowałam jedno
podnieść – nie było łatwo, ważyło siedem kilogramów! Tylko nielicznym udało się
na tym biznesie dorobić i kupić pralki czy suszarki, czyniąc swoją pracę choć
trochę lżejszą, a czasem wręcz umożliwić – trudno wysuszyć pranie na wolnym
powietrzu w porze monsunów. Aby się nie pogubić w tych setkach tysięcy sztuk
pranej odzieży, każda otrzymuje niewielką łatkę z oznaczeniem właściciela.
Tak, to jest „atrakcja”. To jest coś, czego na
co dzień nie widzimy, dlatego nawet punkt widokowy zbudowano, umożliwiając nam,
przyjezdnym, oglądanie Dhobi Ghat.
Ghat to ciąg schodów na brzegu rzeki (lub innego
zbiornika wody) prowadzących w dół ku powierzchni wody. W wielu miejscach mają
znaczenie religijne – wykorzystywane są przez hinduistów do rytualnych ablucji
i ceremonii pogrzebowych. Powszechnie jednak używane są do bardziej przyziemnych
celów – kąpieli i prania. Dhobi/dobis to nazwa kasty, z której ludzie tutaj
pracują – wszak nie wszyscy mogą wykonywać taką brudną robotę!
Nawet w kwestii wejścia na teren Dhobi Ghat
podział kastowo-funkcyjny też obowiązuje. Kto inny mnie „nagonił”, inny
człowiek coś tam mi pokazał, a jeszcze inny zagarnął „drobną” opłatę.
Niesamowite!!! I pomyśleć, że mamy XXI wiek, wodę z kranów, pralki automatyczne itd. A tu taka "rewelacja" i to z "Księgi Guinnessa! Widziałam kiedyś o tej pralni reportaż w tv. Trudno uwierzyć!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, to jedno z najbardziej niesamowitych miejsc jakie widziałam.
Usuń