środa, 11 grudnia 2024

Śladami Cesarii Evory. Wyspy Zielonego Przylądka. Cz. I


Był początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Spacerując ulicami Berlina – a czas jakiś w tym mieście spędziłam – trudno było nie zauważyć plakatów anonsujących koncert Cesarii Evory. Nic mi wtedy to nazwisko nie mówiło, ale skoro było to wydarzenie kulturalne, dowiedziałam się co-nieco o jego bohaterce, chociaż biografii rozpoczynającej karierę wtedy prawie pięćdziesięcioletniej Kabowerdenki jeszcze nikt nie napisał. Teraz w poświęconych jej książkach czy artykułach można przeczytać, że to ona właśnie „odkryła Cabo Verde dla świata” lub bardziej dosadnie, że „umieściła ten archipelag a mapach świata”. 
 
Nie pamiętam, czy wtedy, ponad trzydzieści lat temu, kojarzyłam gdzie leżą Wyspy Zielonego Przylądka, chociaż zapewne na lekcjach geografii jakaś wzmianka na ich temat padła. Wiem, jednak, że od tego czasu każda informacja o Wyspach przywoływała na myśl plakaty wiszące na ulicach Berlina, chociaż później Cesaria Evora występowała również kilka razy w Polsce, nagrała też dwie płyty z Polkami – Kayah i Dorotą Miśkiewicz.  
 
„Kto nie zna Mindelo, nie zna Cabo Verde” – to cytat z jednej z piosenek śpiewanych przez Cesarię Evorę. Nie mogło zatem w harmonogramie mojej podróży na Wyspy Zielonego Przylądka zabraknąć Mindelo na wyspie São Vicente chociaż wiem, że w czasie krótkiego pobytu nie poznam dobrze ani Mindelo, ani Wysp, ani Cesarii Evory (1941–2011). 
 
 
Za mną spalona słońcem, zachwycająca salinami i wydmami (i najbardziej turystyczna) Sal (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2022/12/pedra-de-lume-sal-wyspy-zielonego.html) oraz Santiago ze stołeczną Praią i pierwszą stolicą Cidade Velha wpisaną na listę UNESCO. 
 
 
Na São Vicente ląduję na lotnisku im. Cesarii Evory i nie bacząc na nagabywania taksówkarzy fotografuję jej pomnik przed wejściem chwytając ostatnie promienie słońca. W rezultacie bardzo mi się to opłaca – kierowcy taksówek, wobec zmniejszającego się grona potencjalnych pasażerów stają się bardziej podatni na negocjacje cenowe, do których zmusza mnie dość późna pora. Gdyby to był dzień skorzystałabym z lokalnego transportu, busika zwanego tutaj aluguer.
 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Uznawana za jedną z najpiękniejszych zatok świata, Baía Porto Grande, nad która rozłożyło się Mindelo, drugie pod względem wielkości miasto Wysp Zielonego Przylądka (ok. 80 tys. mieszkańców), to zalana oceanem kaldera wulkanu – wszak wyspy archipelagu to produkt aktywności tektonicznej, która spowodowała ich wyłonienie się z wód Atlantyku. Jednych przed 26 milionami lat, innych zaledwie sto tysięcy lat temu. Od strony południowej trzyma nad zatoką straż „najstarszy mieszkaniec Mindelo” – Monte Cara. Cara znaczy „twarz” i patrząc na tę wznoszącą się na wysokość 490 metrów n.p.m. górę, nie mogę się oprzeć porównaniu jej do Giewontu. Natura, a właściwie gorąca lawa, wiatr i woda tutaj, podobnie jak w Tatrach, wyrzeźbiły twarz leżącego człowieka.
 
 
 
Dogodne położenie wysp na skrzyżowaniu dróg handlowych oraz doskonały naturalny port (Porto Grande) były czynnikami, które powinny sprzyjać szybkiej kolonizacji wysp oficjalnie odkrytych w XV wieku (możliwe, że wcześniej zawijali na wyspy żeglarze z Afryki).  Jednakże długotrwałe susze, niedobór wody, fale głodu i epidemii utrudniały ich zagospodarowanie, powodowały okresowe zahamowania osadnictwa i rozwoju. Pozostała zła sława Wysp Zielonego Przylądka jako punktu przeładunkowego w handlu niewolnikami i zaopatrzenia statków wiozących do Nowego Świata nieszczęśników schwytanych na Czarnym Lądzie. 
 
Brak perspektyw ludzi dla których ziemie te stały się ojczyzną, jak również brak zainteresowania Portugalczyków odległą kolonią powodowały kolejne fale emigracji. Dzisiaj szacuje się, że blisko milionowa diaspora kabowerdyjska jest dwukrotnie liczniejsza niż populacja wysp. 
 
Dopiero 5 lipca 1975 roku Republika Zielonego Przylądka uzyskała niepodległość. Cesaria Evora miała wtedy trzydzieści cztery lata, za sobą trudne dzieciństwo, dwa lata w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne, występy w barach portowych Mindelo gdzie zarabiała na życie i pierwsze nagrania w radiu. Sukcesu nie było. Bez rozgłosu pozostały również płyty (jedna zbiorowa) nagrane w Portugalii.
 
W 1975 roku Cesaria Evora  przestała występować publicznie. Nie widząc perspektyw wyłączyła się z życia na ponad dekadę. Miała już czterdzieści siedem lat, gdy José da Silva, przyszły jej agent i producent zaprosił Cesarię do Paryża. Jej kariera nabrała tempa – kolejne płyty, występy, nowe kontrakty, nagrody i wyróżnienia. Cały świat poznał pieśniarkę z ubogiej dzielnicy Mindelo.
 
O zmiennych losach sławnych ludzi, o blaskach i cieniach sławy, o życiu Cesarii Evory myślę chodząc ulicami Mindelo, szukając miejsc, które ją przypominają czy upamiętniają, patrząc na stylizowany zarys stopy z jej imieniem i nazwiskiem w tamtejszej alei sław – na ulicy Wyzwolicieli  Afryki, która i tak pozostaje dla miejscowych ulicą Lizbońską, 
 
Mural na fasadzie biblioteki w centrum Mindelo (północna pierzeja Praça Dom Luis) to nie tylko doskonały portret Cesarii Evory ale i okazja do poznania oryginalnej techniki tworzenia graffiti  przez portugalskiego artystę Aleksandra Farto (ur. 1987) tworzącego pod pseudonimem Vhils. Będąc laikiem określiłabym te metodę jako kreowanie wizerunku postaci przez odkuwanie fragmentów tynku. Za każdym razem kiedy mijam plac, nie mogę sobie odmówić chwili zadumy w tym właśnie miejscu. 
 
 
Café Royal, również przy ulicy Lizbońskiej, była ulubionym lokalem Cesarii. Wystrój wnętrza nawiązuje do czasów, gdy występowała tutaj śpiewając nostalgiczne morny, pieśni gatunku muzycznego typowego dla Wysp Zielonego Przylądka, których charakterystyce poświęcono niejedno opracowanie. I chociaż ich autorzy prowadzą zażarte spory dotyczące genzy tej muzyki i śpiewu, wszyscy są zgodni – Cesaria Evora była jeżeli nie najwybitniejszą to jedną z najwybitniejszych interpretatorek morn: „Cesaria Evora wydobywa z morn aspekty metafizyczne, przez co stają się jeszcze bardziej osobiste, bezpośrednie – trafiają wprost do celu niczym uderzenie pioruna – i sugestywne niczym trzepot rzęs.[1]
 

Już po śmierci Cerasii Evory, w 2019 roku praktyka muzyczna morny wpisana została na listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości.

 


[1] Veronique Mortaigne Cesaria Evora: głos Wysp Zielonego Przylądka ; przeł. Elżbieta Sieradzińska;  Wydawnictwo „Twój Styl” 2003




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz