Podobnie jak
wiele milionowych metropolii świata, Tokio nie ma jakiegoś jednego „centrum”. Swoje
centrum ma każda dzielnica. Jadę do dzielnicy Shinjuku, tym razem koleją, bo
takie połączenie jest wygodniejsze niż połączenie metrem. Obserwuję tubylców.
Większość siedzących, a i stojących (a raczej wiszących – uczepionych wiszących
uchwytów) drzemie. Kilka Japonek pieczołowicie pracuje nad makijażem. Dziwny
widok! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w Polsce widziała dziewczynę
malującą się w publicznym środku lokomocji. Nie wiem jeszcze, że będzie to
powszechny obrazek w ciągu najbliższych tygodni.
Shinjuku oznacza
„nowy zajazd” i nazwa ta nawiązuje do zajazdów i oberż, które powstawały na tym
terenie w XVII wieku, kiedy usytuowano tutaj pierwszy po wyjeździe z Edo zajazd
pocztowy. Kolejny etap rozwoju nastąpił po wybudowaniu w 1885 roku stacji
kolejowej. Trzęsienie ziemi, które zniszczyło Tokio w 1923 roku, okazało się
łaskawe dla tej właśnie dzielnicy. Tutaj zniszczeń było najmniej, zatem w
naturalny sposób Shinjuku stało się główną dzielnicą miasta – „pełnym energii
sercem tokijskiej metropolii”, cytując kolejny slogan z folderu. Nic zatem
dziwnego, że tutaj właśnie znajduje się siedziba tokijskich władz miejskich – Tokyo
Metropolitan Government.
Dojeżdżam do
stacji docelowej i cudem nie gubię się w podziemnym gąszczu peronów, przejść, a
przede wszystkim galerii handlowych, które zdominowały pierwotną funkcję tego
obiektu – dworca kolejowego, a właściwie kompleksu dworców, z którego korzysta
3,5 miliona pasażerów dziennie. Udaje mi się wyjść na stronę zachodnią – i to
już sukces. Podobno wielu Japończyków ma problemy ze znalezieniem drogi w tym
podziemnym labiryncie. Teraz trochę z wykorzystaniem planu, trochę kierując się
widocznymi już wieżami Tokyo Metropolitan Government, docieram na miejsce.
Powodem, dla
którego większość przybywających do stolicy Japonii odwiedza tokijski
magistrat, jest doskonale funkcjonująca informacja turystyczna na pierwszym
piętrze oraz bezpłatne platformy widokowe na każdej z wież budynku. Obłowiwszy
się zatem w mapy i foldery w informacji, wjeżdżam na czterdzieste piąte piętro,
czyli na wysokość 202
metrów, aby z tej perspektywy popatrzeć na Tokio.
Zaliczam obydwie platformy widokowe – i tę w wieży północnej, i tę w wieży
południowej. A co tam… skoro już tutaj jestem i skoro wstęp jest bezpłatny…
Widoki
rzeczywiście niesamowite, końca nie widać – końca tokijskiej aglomeracji. Fudżi
też nie, bo niebo nieco zamglone i nie ma zbyt dobrej widoczności. Ale
doskonale widać pozostałe wieżowce dzielnicy noszące zresztą swoją nazwę: Nishi
Shinjuku Skyscrapers.
W lesie wieżowców intryguje ten o obłych kształtach. I
rzeczywiście, jedynym warunkiem postawionym w konkursie na zaprojektowanie
budynku, w którym miały znaleźć siedzibę trzy instytucje edukacyjne (szkoły:
medyczna, mody oraz technologii i projektowania specjalistycznego), było to,
żeby nie miał kształtu prostokąta.
Tak powstał Mode
Gakuen Cocoon Tower, lub po prostu Cocoon Tower. Powstał budynek, którego zewnętrzna
elewacja z aluminium i ciemnego szkła pokryta diagonalnie ułożoną białą siatką
uzasadnia nazwę: Kokon. Architektura budynku, nawiązanie do kokonu, ma też
znaczenie symboliczne. Skorupa budynku to kokon, w którym kolejne pokolenia przeistaczają
się w piękne motyle w zawodach, których arkana poznają w tym miejscu.
Autorem
projektów zarówno Tokyo Metropolitan Government jak i Mode Gakuen Cocoon Tower jest
Kenzō Tange (1913–2005), japoński architekt, łączący w swoich projektach
tradycyjne style architektury japońskiej z modernizmem. Wczoraj widziałam zaprojektowana
również przez niego katedrę pw. Najświętszej Marii Panny (w dzielnicy Sekiguchi). Pierwszy kościół w tym miejscu, drewniany,
spłonął w czasie wojny. W 1955 roku Kenzō Tange,
zaprojektował obecną świątynię, która została oddana do użytku w 1964 roku. Szkoda,
że ze względu na panujące już ciemności (był późny wieczór) nie mogłam w pełni zobaczyć i ocenić unikatowej
formy – kształt świątyni i jej elewacja pokryta nierdzewną stalą.
Wzniesione
według koncepcji Kenzō Tange budowle można oglądać na wszystkich kontynentach. Europejczykom
jego nazwisko może być bardziej znane ze Skopje, które zostało zniszczone prze trzęsienie
ziemi w 1963 roku. Jakkolwiek pracami odbudowy miasta kierował Polak Adolf Ciborowski,
to ścisłe centrum zaprojektował właśnie Kenzō Tange.
W 1987 roku Kenzō
Tange został uhonorowany nagrodą Pritzkera, architektonicznym Noblem.
Kończę ten dzień
w Shinjuku Gyoen National Garde – Narodowym Ogrodzie Shinjuku Gyoen. Pierwotnie,
w okresie Edo była to własność rodziny Naito, potem rodzaj ogrodu botanicznego,
w którym prowadzono badania nad nowoczesnymi uprawami. W 1906 roku został przekształcony
w Ogród Cesarski (Imperial Garden), zbombardowany w 1945 roku, w 1949 oddany do
użytku mieszkańcom Tokio.
Podziwiam
wypielęgnowane trawniki tradycyjnego ogrodu japońskiego, starannie
przystrzyżone krzewy i drzewa, mostki spinające brzegi stawów, w których
pływają kolorowe karpie i odbijające się w wodach tych stawów pawilony. I
górujące nad tym wszystkim wieżowce Shinjuku. A jakby komuś było jeszcze mało
ogrodu w stylu japońskim, może pobłądzić w dzikim ogrodzie angielskim lub przejść
się do ogrodu francuskiego, chociaż róże, co prawda jeszcze kwitnące, czas
świetności mają już za sobą (w końcu to październik!). W całym ogrodzie widać
piknikujących tokijczyków, chociaż to nie niedziela ani święto. Nie widzę co
prawda malarzy, ale podobno to ulubione miejsce malarskich plenerów, a fragment
ogrodu w cieniu wieżowców to jeden z najczęściej malowanych motywów przez
tokijskich artystów.
Dzięki za pokazanie tych ciekawych, czasem niesamowitych budowli, choć zielona oaza ciszy i spokoju jest jednak dla mnie najpiękniejsza:)
OdpowiedzUsuńJa też lubię w takiej zieleni posiedzieć. I dobrze, że jest się gdzie zatrzymać zwiedzając tę czy inną metropolię.
UsuńBardzo ciekawe budowle. Ale chciałabym zapytać jak wygląda poruszanie się nie tylko po Tokio ale i po Japonii. Chodzi mi o napisy w miejscach znaczących dla turysty czyli np. dworce kolejowe, metro. Czy są w znanym nam języku, czy głównie krzaczkami.
OdpowiedzUsuńW miejscach odwiedzanych przez turystów napisy w języku angielskim rzeczywiście były. Poza głównymi ulicami nie, ale jakoś się dało trafić, czasami metodą "na azymut". Myślę, że teraz, z aplikacją mapową byłoby dużo łatwiej, ale nie wspominam zwiedzania Japonii jakoś traumatycznie. Wszędzie gdzie chciałam dojść czy dojechać bez większych problemów dojechałam. Wybierasz się?
Usuń