Podróże to dobra
okazja aby poznać życie i twórczość artystów znanych tylko z nazwiska, lub nieznanych
w ogóle. Dlatego lubię zwiedzać muzea biograficzne, poświęcone życiu, pracy i spuściźnie
artystycznej ludzi, których wpływ na kulturę danego kraju był niewątpliwy i o
których pamięć jest kultywowana. Śmiało mogę powiedzieć, że kiedy byłam w
Erywaniu, jednym z największych przeżyć artystycznych była dla mnie wizyta w
muzeum Siergieja Paradżanowa (1924–1990), urodzonego w Tbilisi Ormianina,
mieszkającego okresowo w Gruzji i na Ukrainie, znanego głównie jako reżysera –
jednego z najwybitniejszych twórców kina XX wieku. Jego najbardziej chyba
znanym filmem są „Barwy granatu” o życiu ormiańskiego poety i barda Sajat-Nowa.
Chodząc jednak po salach
muzeum abstrahuję i od życia, i od twórczości filmowej oraz pisarskiej
Paradżanowa (pisał nowele i scenariusze), skupiam się na tym, co mnie
najbardziej interesuje. Był bowiem Paradżanow uznanym malarzem, a także twórcą
kolaży, instalacji i asamblaży. W 1987 roku w Tbilisi zorganizowano pierwszą
wystawę jego obrazów i rysunków, rok później wystawę przeniesiono do Erywania.
Po sukcesie wystawy w Tbilisi tutaj, w Erywaniu, postanowiono utworzyć muzeum
poświęcone jego twórczości. Sam uczestniczył w tworzeniu repliki jego
mieszkania w Tbilisi, w drewnianym domu z XIX wieku na brzegu wąwozu przepływającej
przez miasto rzeki Hrazdan. Muzeum otwarto już po jego śmierci, w 1991 roku.
Muzeum znajduje
się kawałek od centrum, ale nie tak daleko, żeby nie można było dojść na
piechotę. Zaczynam zwiedzać, a każdy kolejny eksponat powoduje coraz większą moją
ekscytację. Oglądałam już kilka wystaw kolaży-asamblaży w różnych częściach
świata, ale to, co oglądam tutaj, to już nie zbiór, nie kolekcja, ale orgia materiałów,
kolorów i technik zastosowanych w celu zrealizowania idei powstałej w wyobraźni
twórcy. Kawałki strzaskanej porcelany współgrają z piórami i koronkami, suszone
kwiaty i liście układają się w ludzkie postacie, pożółkłe czarno-białe
fotografie komponują się z resztkami haftowanych serwetek, a fragmenty
stłuczonych szklanek układają się w bukiety kwiatów. W tej ramie portret
jakiegoś wojownika z resztek materiałów, w innej – ryba z ozdobnych taśm
pasmanteryjnych. I autoportret – niejedyny zresztą – złożony ze starych strojów
ludowych.
Każda kompozycja
ma swój podtekst. Jedne nawiązują do filmów, inne – do dzieł artystów minionych
epok (Leonarda da Vinci, Rafaela), jeszcze inne – do znanych postaci. Ta odnosi
się do Gagarina, ta do matki artysty, a tutaj… portret Daniela Olbrychskiego (pierwsze zdjęcie tego wpisu)!
Pieczołowicie złożony z kawałków ceramiki i pozłacanych paciorków nanizanych na
nitki.
Szczególna jest
kolekcja sześciu monet, które twórca wykonał w więzieniu z aluminiowych kapsli
do butelek – wzór na nich wytłoczył paznokciem. Replika jednej z tych monet
stanowi nagrodę specjalną zwaną „Talarem Paradżanowa”, wręczaną na dorocznym
Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Złota Morela, który odbywa się w Erywaniu od
2004 roku.
W więzieniu Paradżanow
był kilkakrotnie – niezależność artystyczna nie zawsze jest dobrze widziana,
nie była też dobrze widziana przez władze sowieckie. Każdy pretekst był dobry,
aby ograniczyć komuś wolność. Paradżanow zawsze ją odzyskiwał w wyniku
międzynarodowych kampanii wspieranych przez twórców światowej sławy, z którymi
utrzymywał stałe kontakty. Dlatego na wystawie znajduje się też wiele
dokumentów, listów, zdjęć, otrzymanych prezentów, świadczących o jego relacjach
z innymi sławnymi twórcami, na przykład Fellinim, Buñuelem, Antonionim. Jest
też zdjęcie Krzysztofa Zanussiego.
O jakże trudno
opuścić mi pokoje tego szczególnego muzeum! Mimo że momentami kolekcja robi
wrażenie nadmiaru, ja nie czuję przesytu[1]
Chciałabym jeszcze i jeszcze… Powinnam jednak już wyjść, wypada coś jeszcze
dzisiaj w Erywaniu zobaczyć.
[1] Większość
eksponatów znajdowała się za szybą (gabloty lub obrazu) – stąd refleksy światła
na zdjęciach.
Ciekawa postać, piękne muzeum! Cieszę się, że mi je pokazałaś:) I powiem Ci, że gdy pracowałam w świetlicy szkolnej, to też wykonywałam asamblaże z dziećmi (oczywiście prostsze formy), choć nie wiedziałam, że to tak się nazywało:)
OdpowiedzUsuńCzłowiek się całe życie uczy!
Oj tak, a podróże tej nauce niewątpliwie sprzyjają.
Usuń