Costa Rica. Bogate Wybrzeże. Tak nazwał te ziemie Krzysztof Kolumb gdy w 1502 roku, w czasie swojej czwartej, ostatniej już podróży, dotarł do amerykańskiego kontynentu, na wschodnie wybrzeże dzisiejszej Kostaryki i spodziewał się, że właśnie tutaj odkryje wreszcie legendarną krainę złota. Ja do Kostaryki jadę z Panamy. Zanim jednak dotrę do Mesety Centralnej na której leży pierwsza stolica tego kraju, Cartago i obecna San José, na jedną noc zatrzymam się w Palmar, jakieś osiemdziesiąt kilometrów od granicy panamsko-kostarykańskiej.
A co takiego jest w Palmar?
W Palmar są
kamienne kule. Choć najwięcej jest ich na Isla del Caño, niewielkiej wyspie
położonej około piętnastu kilometrów od zachodniego wybrzeża, wybieram się
właśnie do Palmar.
Kamienne kule Kostaryki to archeologiczna zagadka na miarę chociażby posągów Moai na Wyspie Wielkanocnej. Nie wiadomo dokładnie, kiedy, kto i po co je wykonał. Wyrzeźbione w twardej skale magmowej zwanej granodiorytem kule są różnej wielkości, o średnicy od kilku centymetrów do dwóch metrów. Są doskonale sferyczne. Waga największych dochodzi do szesnastu ton. Kule znajdowano na terenie całej dzisiejszej Kostaryki, ale najwięcej w rejonie Diquis, której największym miastem jest właśnie Palmar, zawdzięczające swój rozwój bananom uprawianym w dolinie, w której jest położone.
Porównując kule z ceramiką czy złotymi ozdobami, jakie odnajdowano w ich pobliżu, przyjmuje się, że zostały zrobione w pierwszym tysiącleciu naszej ery, niektóre może nawet wcześniej. Zakłada się, że ich rzeźbienie było kulturową praktyką realizowaną przez wieki. Praktyki tej zaprzestano wraz z przybyciem konkwistadorów. Chociaż uczeni twierdzą, że mogły być wytwarzane nawet do roku 1800, co sugerują ślady obróbki niektórych kul.
Jakkolwiek by
było, faktem jest, że po raz wtóry zostały odkryte dopiero w roku 1940. Od tego
czasu odnaleziono ich kilkaset (niektórzy twierdzą, że tysiące). Zdobią muzea,
budynki publiczne i ogrody zamożnych Kostarykańczyków. I inspirują artystów.
Tylko dwie kule zostały z Kostaryki wywiezione – znajdują się w amerykańskich
muzeach.
Zatrzymuję się w
Palmar Norte. Co prawda „dworzec” jest tak niepozorny, że fakt, iż jestem u
celu, odkrywam dopiero wtedy, kiedy autobus wyrusza już w dalszą podróż. Ale
pan kierowca nie jest złośliwy. Zatrzymuje się i wysiadam.
Szybko zauważam,
że i tutaj sięgnęły macki Unii Europejskiej – tabliczki z nazwami ulic
opatrzone są logo Unii. To efekt wspólnego projektu rozwoju realizowanego w
latach 2008–2011. Nie wiem tylko, czy pomysł, aby rozpocząć numerację ulic od
143, był pomysłem Unii, czy to władze miasta chciały w ten sposób podbudować
prestiż swego grodu. Przecież gdy się patrzy na tabliczki z numeracją powyżej
setki, od razu ma się wrażenie, że jest się w dużej miejscowości.
I jakkolwiek
główny plac miasta został ozdobiony kulami, to dużo więcej można ich zobaczyć w
Palmar Sur, dzielnicy położonej po drugiej stronie płynącej przez miasto rzeki
Térraba.
Nie udaje mi się
co prawda dotrzeć do muzeum i parku tematycznego, ale liczba kul zgromadzonych
w parku miejskim i w pobliżu zabytkowej lokomotywy przed starym dworcem
kolejowym w pełni mnie satysfakcjonuje. W parku odbywa się jedna z imprez
trwającego właśnie VIII Festiwalu Kamiennych Kul – młodzież uczestniczy w
jakichś warsztatach malarskich.
zafascynowana jestem reportażami na blogu. Taka emerytura to jest cel sam w sobie. Szkoda, że zdrowie zrobiło ze mnie obserwatora, ale nie można mieć wszystkiego na raz.
OdpowiedzUsuń