Skoro Da Lat
cieszyło się tak dobrą sławą jako miejsce o doskonałym klimacie, również
rodzina cesarska postanowiła korzystać z zalet tutejszej aury. Rodzina Bao
Daia, ostatniego cesarza Wietnamu, miała tutaj trzy rezydencje. Jedną z nich
można zwiedzać.
Wystrój
wybudowanego w 1933 roku pałacu w stylu art deco nie zmienił się od czasów,
kiedy bywała tutaj cesarska rodzina. Gabinet Bao Daia, portrety, pieczęcie, szable
na ścianie. Sypialnie poszczególnych członków rodziny, łazienki, hamak, w
którym cesarz odpoczywał… Każdy może poczuć się jak cesarz, robiąc sobie
zdjęcie w królewskim stroju i zasiadając na cesarskim tronie (no, replice
tronu). Dwa inne pałace cesarza zmieniono w hotele.
Pałac, w którym obecnie mieści się hotel |
Hotelem, chociaż tylko częściowo, jest też inny obiekt, Hang Nga Villa, zwany częściej Crazy House (Szalony/Zwariowany Dom), wytwór wyobraźni pani Dang Viet Nga.
Dang Viet Nga jest córką Truong Chinha, wietnamskiego lidera komunistycznego po śmierci Ho Chi Minha (pełnił też funkcję prezydenta od roku 1981 do swojej śmierci w roku 1988). Dyplom architekta uzyskała w Moskwie (1959–1965). Po powrocie do Wietnamu pracowała na rzecz różnych ministerstw, w latach osiemdziesiątych XX wieku zaczęła budować dla siebie dom w Dalat. W roku 1990 otwarła go dla publiczności, chociaż w dalszym ciągu obiekt rozbudowuje i zmienia, przewidując ukończenie swego dzieła do roku 2020.
„Do końca minionego wieku natura i środowisko naturalne zostało zniszczone i ludzie ponoszą konsekwencje tego, co się stało. Dlatego ja, wietnamska architekt, chcę przenieść ludzi do natury, aby byli bardziej przyjaźni dla niej, aby ją kochali, a nie tylko ją wykorzystywali” – taki manifest autorstwa twórczyni i właścicielki willi wręczany jest zwiedzającym.
Inspirując się
naturą, a i twórczością Gaudiego, stworzyła dziwoląga, który przyciąga tłumy
zwiedzających, głównie Rosjan. Krążąc po obiekcie, słyszę właściwie tylko język
rosyjski. Także w pokoju poświęconym pamięci jej rodziców sporo dokumentów,
opisów w tym języku. Chodząc po schodach mających sprawiać wrażenie
wyrzeźbionych w drewnie, przechodząc przez kładki oplecione betonowymi lianami,
gubiąc się w labiryncie pomostów i mostków, wkraczając w otwarte pyski
wyimaginowanych bestii, zaglądając przez okna przesłonięte żelaznymi pajęczymi
sieciami, nie wykazuję jednak zachwytu, jaki towarzyszył mi, gdy zwiedzałam
park Güell w Barcelonie. No, może z wyjątkiem tych okien na kształt sieci
utkanych przez pająka giganta – bo te rzeczywiście mi się podobają.
„Przekombinowała” – tak określiłabym jednym słowem moje odczucia, mimo że zawsze żywię pewien podziw, oglądając miejsca czy dzieła będące wynikiem obsesji ich twórców. Gaudi też chyba byłby nieco zdziwiony efektem inspiracji jego sztuką. Ale przecież to, że ja nie jestem zachwycona, nie znaczy, że inni muszą podzielać moje zdanie. Crazy House wymieniany jest jako największa atrakcja Da Lat, a znajdujące się w nim pokoje hotelowe są zawsze zajęte, tym bardziej że nocleg w nich nawet nie jest jakoś nadzwyczajnie drogi.
Nazwa "Crazy House" adekwatna do rzeczywistości
OdpowiedzUsuń