Zaraz, przecież kiedy dojeżdżałam do dworca, widziałam
minibusy z napisem Chivai… Wychodzę przed budynek, chyba muszę skręcić. Jest.
Przystanek minibusów. Dwadzieścia minut później ruszamy. Zaoszczędziłam co
najmniej dwie godziny. Jeszcze nie minęło południe, gdy jestem na miejscu.

Pierwszymi, którzy postanowili zobaczyć dno kanionu na własne oczy, byli Polacy. W 1981 roku zorganizowali wyprawę kajakową Canoandes’79 z biegiem rzeki Colca. Ich wyczyn został upamiętniony pomnikiem na głównym placu miasta.
Oferta turystyczna dla przybywających nad kanion Colca jest bardzo szeroka – od wypraw kajakowych, chociaż na mniejszą skalę niż ta sprzed 37 laty, do kilkudniowych trekkingów dnem kanionu. Ja tym razem wybieram wersję light – wykupię czterogodzinną wycieczkę do Cruz del Condor (Krzyż Kondora), punktu widokowego na brzegu kanionu.
Na razie rozglądam się po centrum, robię zdjęcie pomnika upamiętniającego polską ekspedycję kajakową, odwiedzam dwie czy trzy agencje turystyczne, pozostałe są zamknięte – sjesta. No to udział w wycieczce kupię sobie później, teraz idę nad rzekę.
Z rynku na brzeg kanionu prowadzi deptak ozdobiony pomnikami tańczących postaci w ludowych strojach. Ciekawe są pokryte mozaikami ławki na tym deptaku. W kształcie… kapeluszy, których ronda służą do siedzenia. Każda z tych „ławek” to małe dzieło sztuki. Jak ja lubię… Wiem, powtarzam się.
Kończy się deptak, zaczyna się Avenida Polonia. To jedna z kilku nazw będących upamiętnieniem dokonań polskich kajakarzy – obok wodospadów Jana Pawła II, Kanionu Polaków czy Kanionu Czekoladowego.
Avenida Polonia prowadzi wprost na most Inków. Zwężenie kanionu spaja kamienny most. Został wybudowany jakieś dwadzieścia–trzydzieści lat temu, ale pan strażnik w budce przy moście potwierdza: na zrębie mostu wybudowanego przed wiekami przez Inków – jak sama nazwa wskazuje.
Nęci wzgórze po drugiej stronie kanionu, za mostem. To punkt widokowy Kuti Kuty. Stamtąd musi być piękny widok!

Widok rzeczywiście piękny jest i rozległy – na miasto, na wioskę u stóp wzgórza, na przełom rzeki. Nie wiedziałam jednak, bo żaden przewodnik o tym nie wspomina, że jest tam też stanowisko archeologiczne. Chociaż nie jestem pewna, czy jest to zorganizowane stanowisko archeologiczne, czy inicjatywa miłośnika przeszłości. Takie podejrzenie mam po rozmowie z panem, którego spotykam na szczycie wzgórza. Niewątpliwie jednak było zamieszkane, zanim przybyli tutaj Europejczycy. Zaznaczone jest miejsce, gdzie był zegar słoneczny, kamienne konstrukcje, do niektórych można wejść, opisane są jako chullpas – grobowe wieże, wznoszone dla zmarłych z elity Ajmarów.
To był ciekawy spacer.
Wracam do centrum, kupuję wycieczkę na jutro, po nocy w
autobusie należy mi się porządny odpoczynek, tym bardziej że jutro muszę być
gotowa o 6:30.