Jak na całym świecie,
i w Sri Lance zdarzały się pałacowe rozgrywki, zabójstwa, obalanie władców i
powroty na tron. Jedna z mrożących krew w żyłach historii, której skutkiem jest unikalna kreacja architektoniczno-artystyczna,
zdarzyła się w V wieku.
Król Dhatusena
(455–473) miał dwóch synów – starszego, Moggallanę, i młodszego, urodzonego
przez konkubinę, Kassapę. Następcą tronu miał być Moggallana, ale żądny władzy,
podjudzany przez „doradców” Kassapa dokonał przewrotu pałacowego i uwięził ojca.
Chciał, aby ojciec wyjawił mu miejsce, gdzie ukrył wielkie podobno skarby.
Ojciec zaprowadził go nad brzeg Kala Wewa, jednego z osiemnastu zbiorników
wody, które wybudował, nabrał wody w swoje dłonie i powiedział, że to jest jego
jedyny skarb. Nie rozumiejąc znaczenia prac irygacyjnych przeprowadzonych przez
ojca, Kassapa wpadł we wściekłość i zabił rodzica – żywcem zakopał w ziemi albo
zamurował w murze jednej z budowanych tam (co autor, to inna wersja śmierci króla
Dhatuseny). Jego brat i prawowity następca tronu, Moggallana, nie czekając na
koniec wydarzeń, uciekł do Indii.
Kassapa słusznie
uważał, że ucieczka brata nie oznacza jego ostatecznego i całkowitego zwycięstwa,
że Moggallana zechce zebrać armię i wrócić, aby go siłą odsunąć od władzy.
Dlatego postanowił się zabezpieczyć przed potencjalnym atakiem. Na fortecę nie
do zdobycia wybrał miejsce odległe o 75 kilometrów na południowy
wschód od Anuradhapury. Miejsce doskonałe – tak przynajmniej uważał – jakim był
wysoki na prawie 200
metrów ostaniec. Widoczny z odległości wielu kilometrów,
ale i dający możliwość obserwowania okolicy. Dodatkowo umocnił skałę dwoma
rzędami wałów obronnych i dwiema fosami.
Skała,
jakkolwiek olbrzymia, nie była jednak wystarczająca dla zrealizowania jego
wizji pałacu Kubery – boga bogactw i dóbr wszelkich w mitologii hinduskiej. A
wizję taką miał, bo wierzył, że wzniesienie siedziby dla siebie i dworu, która
mogłaby konkurować z siedzibą boga – jakkolwiek znanym tylko z mitów –
udowodniłoby, że jest godzien tronu, że zasługuje na miano władcy.
Szczególnie na założenie
zieleńców brakowało miejsca na płaskim szczycie, dlatego teraz, zanim dojdę do
skały, całkiem spory kawałek muszę przejść ogrodami u jej stóp, stanowiącymi
integralną część pałacu-fortecy. Najpierw idę tzw. ogrodami wodnymi, skręcając
to w jedną, to w drugą stronę od głównej ścieżki, żeby zobaczyć resztki letniego
pałacu, ogrodu skalnego, ogrodu tarasowego czy ośmiobocznego stawu. Aby
oglądnąć ruiny dagoby, resztki świątyni drzewa Bo, relikty zabudowań klasztornych
(z pozostałością antycznej latryny!) czy jaskinie, na których ścianach można
wypatrzeć resztki inskrypcji i malowideł. Aby przejść się pod naturalnymi
arkadami utworzonymi przez głazy czy zatrzymać się na chwilę pod skamieniałą
głową kobry – jak nazwano skałę o charakterystycznym kształcie przypominającym
właśnie kształt głowy tego węża. Tutaj, nieomalże u stóp skały, wyraźnie widać
to, ku czemu skłaniają się archeolodzy. Kassapa nie budował swojej twierdzy od
podstaw. Zaanektował dla swoich potrzeb miejsce, które było zasiedlone już od
czasów prehistorycznych – pierwsze ślady bytności tutaj człowieka pochodzą z
5500 roku p.n.e. A już w III wieku p.n.e. osiedlali się tutaj mnisi, żyjąc w
jaskiniach i szałasach. Zresztą skała do rąk mnichów wróciła, ale to już późniejsza
historia.
Niektórzy
naukowcy twierdzą, że skała nie tylko, że była zamieszkana, ale musiała być już
wcześniej ufortyfikowana, ponieważ niemożliwe było stworzenie takich umocnień w
ciągu zaledwie osiemnastu lat rządów króla Kassapy.
A ponieważ dla
takich władców nie ma nic niemożliwego, król zapragnął przekształcić skałę w
lwa, jako że jej kształt przypominał mu króla zwierząt w chwili, gdy ten szykuje
się do skoku. Wystarczyło tylko dobudować łapy i pysk. Między przednimi nogami
zwierzęcia i przez pysk wiodła droga do pałacu. Pysk nie przetrwał upływu czasu.
Pozostały łapy. Schody pomiędzy nimi to początek ostatniego odcinka ścieżki
prowadzącej na szczyt. Ta ścieżka to teraz głównie platformy i schody z desek, przylepione
do niemal pionowej ściany, ale obok współczesnego traktu można wypatrzyć
stopnie wykute w skale przez wcześniejszych użytkowników.
Po drodze na
szczyt Lwiej Skały (UNESCO) można – i trzeba – zatrzymać się jeszcze na chwilę
w dwóch unikalnych miejscach. Jedno z nich to Lustrzana Ściana, wykonana z
wygładzonego marmuru. Chociaż ja przychylę się do tych autorów, którzy mówią,
że to ściana pokryta wygładzonym tynkiem/glazurą – na marmur mi to jakoś nie
wygląda. Jakkolwiek gładka, to odbicia swojego wizerunku nie ujrzę, za to zobaczę,
jak swoje emocje wyrażali najdawniejsi turyści, czyli jak wygląda graffiti
sprzed kilkunastu wieków. Od VII do XIII wieku wyryto na ścianie prawie 1500 napisów
zainspirowanych niezwykłym otoczeniem. Niejednokrotnie były one przedmiotem
studiów literackich, dostarczając wiedzy o zwyczajach i kulturze przodków.
Tuż obok innego
rodzaju galeria. Malarska. Z wizerunkami „panien z obłoków”, jak się czasem
nazywa postacie kobiece z fresków na ścianie skały. Kiedyś było ich 500. Zachowało
się 19! Przypuszcza się, że są to portrety kobiet z haremu Kassapy, a stworzenie
tej galerii ma świadczyć o jego odwadze – wszak przedstawienie zmysłowych
postaci kobiet było sprzeczne z duchem buddyzmu zakładającego wyzbycie się wszelkich
ziemskich żądz.
Szczyt ma 1,2 hektara powierzchni.
Na tak niedużym przecież terenie zmieściły się i pałac, i system fortyfikacji,
i nawet całkiem niemały zbiornik na wodę (21 × 27 metrów). Niektóre z
budowli, których zarys wyznaczają fragmenty murów, były magazynami żywności, w których
zapasy mogły wystarczyć na kilka miesięcy oblężenia. Przecież Kassapa liczył
się z tym, że brat będzie chciał odzyskać tron.
I rzeczywiście –
w 495 roku Moggallana powrócił. Z wojskiem, tak jak Kassapa przewidywał. Chyba jednak
intuicja go zawiodła. Mimo że był przygotowany na wielomiesięczne oblężenie,
wyjechał naprzeciwko zbliżających się zastępów wojska dowodzonego przez brata.
Chwila nieuwagi, słoń, na którym jechał król, przestraszył się czegoś i zaczął
biec na oślep, a właściwie w kierunku przeciwnym do kierunku marszu. Jeździec
nie zapanował nad nim. Jego żołnierze zrozumieli, że to odwrót. Kiedy sprawa
się wyjaśniła, było już za późno. Ratując honor, Kassapa poderżnął sobie
gardło.
Moggallana wstąpił
na przysługujący mu tron, ale nie chciał władać krajem z Sigiriji. Powrócił do
Anuradhapury, oddając skałę mnichom. Do kolejnego ożywienia i rozkwitu
klasztoru doszło w XII i XIII wieku. Potem skała i jej otoczenie zostały
opuszczone i dopiero w 1894 roku ponownie odkryli je Brytyjczycy. Prace archeologiczne
rozpoczęto dopiero w drugiej połowie XX wieku. Trwają do dzisiaj i za kilka lat
miejsce to będzie wyglądało jeszcze inaczej niż dzisiaj.
Niesamowite miejsce i bardzo ciekawa historia! Ile musieli wnieść na tę skałę materiałów budowlanych! Nie wyobrażam sobie tej morderczej pracy:)
OdpowiedzUsuńA jeszcze biorąc pod uwagę tamtejsze temperatury!
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń