Jadę do leżącej
w cieniu Yangmingshan (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/07/park-narodowy-yangmingshan-tajwan.html)
doliny ciepłych źródeł, Beitou, co w dosłownym tłumaczeniu nazwy lokalnej
znaczy „dom czarownic”. A skoro ciepłe źródła, to i baseny termalne. Interes rozkręcili
Japończycy, pierwsze łaźnie wykorzystujące podziemne ciepłe wody wybudował w
roku 1896 kupiec z Osaki, Hirada Gengo. W roku 1913 wzniesiono pierwsze łaźnie
publiczne, największe w owym czasie publiczne łaźnie w Azji. Ich architektura nawiązuje
do wzorów Zachodu, a wystrój, szczególnie lobby, korzysta ze wzorów japońskich.
Dzisiaj mieści się tutaj muzeum, w którym można zobaczyć między innymi, jak
niegdyś zażywano kąpieli.
Kilkadziesiąt
metrów dalej znajduje się drugi zabytkowy obiekt. Ogród Śliw otacza wybudowany
w latach 30. XX wieku drewniany dworek, letni dom sławnego wówczas mistrza
kaligrafii Yu Yourena. Wewnątrz eksponowane są jego – jak mniemam – działa
kaligraficzne.
Główną atrakcją
Beitou jest jednak Dolina Ciepłych Źródeł, zwana też Piekielną Doliną lub
Doliną Jadeitowych Źródeł. Kilka połączonych ze sobą jezior (a może to jeden
długi akwen?) mieni się wieloma odcieniami szmaragdu i turkusu wyłaniającymi
się spod gorącej pary unoszącej się nad nimi. I woń siarkowodoru? Oczywiście!
Jeszcze krótki
przegląd wystawy w Centrum Kultury poświęconej kulturze ludu Ketagalan, który
żył na tych ziemiach, zanim pozjeżdżali się tutaj przybysze z różnych stron
globu. I krótka wizyta w świątyni Puji, jednej z niewielu na Tajwanie czynnych
świątyń japońskich.
Krótką chwilę muszę poświęcić też ciekawej bryle wzniesionej
z drewna biblioteki publicznej, „pierwszej biblioteki w kraju w pełni ekoprzyjaznej”.
Równie efektownie wyglądają rozwiązania architektoniczne wewnątrz, nie mogę
sobie bowiem odmówić wejścia do foyer biblioteki.
No i nie mogę nie
zakosztować rozkoszy ciepłych wód. Wstępuję do obecnie czynnej łaźni publicznej.
Jakże różni się ten przybytek od tych, w których bywałam czy to na Słowacji,
czy na Węgrzech, czy nawet w Nowej Zelandii. Kilka owalnych basenów otoczonych
surowymi, ledwie ociosanymi kamieniami, brak nawet najbardziej prymitywnej
przebieralni, horrendalnie wysoka opłata za skrytkę na prywatne rzeczy, do
której nie zmieści się nawet połowa mojego plecaka. Najdziwniejsze są jednak zwyczaje.
Nie można siedzieć na murku z nogami zanurzonymi do kolan. Należy siedzieć w
wodzie, będąc zanurzonym po szyję, lub spocząć całkowicie na murku, włącznie ze
stopami. O co w tym chodzi? Nie mam zielonego pojęcia.
Piękna architektura i atrakcje, chyba w centrum miasta, bo w tle widać nowoczesne wieżowce. Fajne miejsce:)
OdpowiedzUsuńA kąpiele "zapachowe" wpłynęły za zdrówko i urodę?
Tak, Beitou to teraz dzielnica Tajpej.Bardzo miło wspominam tę wizytę - chociaż za krótka była, żeby w istotny sposób wpłynąć na zdrowie i urodę.
Usuń