Legenda mówi, że kiedy Stwórca dokonał dzieła Stworzenia, strzepnął z rąk resztki ziemi, piasku i gliny, które wpadły do oceanu tworząc wyspy - Wyspy Zielonego Przylądka.
Archipelag, w rzeczywistości będący tworem aktywności wulkanicznej ziemi, tworzy dziesięć (dziewięć zamieszkanych) wysp i szesnaście mniejszych wysepek, niektóre raczej można nazwać skałami. Wyspy są bardzo zróżnicowane pod względem topograficznym.
Drugą po względem wielkości jest wyspa São Antão (największą jest Santiago) - 43x24 km. Jest najbardziej wysunięta na zachód i najbardziej górzysta. I najbardziej zielona - żeby to jednak zobaczyć trzeba wybrać się w rejony górskie. Najwyższym szczytem jest Tope da Coroa (1979 m n.p.m.).
Tym razem odpuściłam sobie jednak zdobywanie szczytów koncentrując się na podziwianiu skalistego, północnego wybrzeża - częściowo jadąc poprowadzona wzdłuż wybrzeża drogą z Porto Novo do Ponta do Sol, częściowo wędrując z Ponta do Sol do Ribeira Grande.
Ponta do Sol to miejscowość "na krańcu świata" - w tym przypadku na najdalej na północ wysuniętym skrawku wyspy, i w ogóle Wysp Zielonego Przylądka. Jej "atrakcją" jest nieczynne lotnisko im. Agostinho Neto, które zostało zamknięte po katastrofie samolotu w 1999 roku (zginęło osiemnaście osób).
Ribeira Grande, czyli "Wielka Rzeka" to nazwa miejscowości leżącej u ujścia rzeki o tej samej nazwie. W tej chwili koryto jest puste, ale podobno w sierpniu rzeka rzeczywiście bywa duża i wzburzona.
Mieszkańcy Ribeira Grande są dumni ze swojego mieszkańca, chemika, Roberta Duarte Silvy (1837-1889). Stojąc jednak przed domem, bardziej przypominającym ruderę niż historyczny bądź co bądź obiekt, bardzo w te dumę, a raczej pamięć o wybitnym mieszkańcu, wątpię. Nawet tabliczka upamiętniająca to miejsce jest umieszczona wysoko, jest ledwie widoczna.
Spacer między tymi miejscowościami, niezbyt trudny, dostarcza niezapomnianych widoków nie tylko na morze i rozbijające się o brzeg fale, ale też na góry, na niemal pionowe skały w cieniu których poprowadzono drogę. W najciekawszych miejscach zastygająca przed wiekami lawa utworzyła ciasno do siebie przylegające filary. Szkoda tylko, że słońce nie ustawiło się po dobrej stronie i większość skał musiałam fotografować "pod słońce".
Super wyprawa...
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. Pozdrawiam!
Usuń