W 1639 roku na Holendrzy sprowadzili z Jawy na Mauritius trzcinę cukrową a z Madagaskaru zaczęto sprowadzać niewolników do pracy na plantacjach i w młynach cukrowych [1]. Kiedy Holendrzy opuścili Mauritius w 1710 roku, schedę po nich, wraz z plantacjami i niewolnictwem przejęła Francja. Sto lat później Francuzów zastąpili Brytyjczycy.
W 1834 roku niewolnictwo
na Mauritiusie zostało oficjalnie zniesione. Pozostały plantacje trzciny
cukrowej i problem braku rąk do pracy na tych plantacjach. Wyemancypowani
niewolnicy żądali lepszych warunków pracy i godziwej zapłaty. Problem dotyczył wszystkich
krajów kolonialnych. Rozwiązaniem tego problemu miało być zastąpienie niewolników
wolną, najemną siłą roboczą. A poligonem doświadczalnym tego „wielkiego
eksperymentu” ostał właśnie Mauritius. Pierwszą falą nowych
pracowników plantacji i zakładów cukrowniczych byli robotnicy z portugalskiej
wyspy Madera, uwolnieni Afroamerykanie z USA i Chińczycy. Później sprowadzano
robotników głównie z Indii. Według szacunków, z Indii przybyło około 97,5% całej
imigracji zarobkowej Mauritiusa, czego odzwierciedleniem
jest dzisiaj struktura ludności wyspy – około 70% mieszkańców stanowią Hindusi.
Sieć agencji,
których przedstawiciele werbowali ludzi do pracy (na okres jednego do pięciu
lat) do innych krajów rosła, a śladem Mauritiusa poszły inne kolonie
brytyjskie, a później również inne kraje kolonialne. Zaadoptowanie tego sytemu
przez różne kraje doprowadziło do migracji około 2,2 miliona ludzi na całym świecie,
w tym 462 tysiące ludzi przybyło na Mauritius.
W teorii „kontrakt”,
który podpisywali najmowani do pracy ludzie, dawał im prawo kontroli nad
własnym życiem. W rzeczywistości zawierał on liczne przepisy, ograniczające ich
wolność (np. nie można było się oddalić od miejsca pracy i mieszkania bez specjalnego
zezwolenia). Mimo że pochodzenie etniczne robotników oraz
forma zatrudniania uległy zmianie, złe warunki pracy, niski poziom życia i
ograniczenie swobód życia pozostało.
„Wielki eksperyment” de facto usankcjonował inną formę
niewolnictwa.
Międzynarodowym
symbolem XIX-wiecznej „pracy kontraktowej” jest Aapravasi
Ghat [2] w Port Louis – miejsce,
przez które musieli przejść wszyscy przybywający na Mauritius w ramach
podpisanych umów.
Słowo aapravasi
w języku hindi znaczy „imigrant”, ghat to ciąg kamiennych schodów
prowadzący w dół ku rzece. W tym przypadku przybywający do portu, bezpośrednio ze
statku, z nabrzeża, wchodzili schodami na teren będący przystankiem w podróży
do celu określonego w kontrakcie.
W ciągu pierwszych
piętnastu lat migracji kontraktowej, nie było jednego, stałego miejsca, z
którym przybyli musieli spędzić pierwsze dni. Szczególnie warunki sanitarne
pozostawiały wiele do życzenia. Dopiero w 1849 roku część nabrzeża Trou Fanfaron przeznaczono na budowę kompleksu „magazynu imigracyjnego”.
Kompleks został zaprojektowany dla sześciuset osób, które zgodnie z założeniami
miały przebywać w nim dwa-trzy dni, czekając na załatwienie spraw imigracyjnych,
medycznych (szczepienia) zanim zostaną rozesłani na
plantacje, do konkretnych lokalnych cukrowni lub przetransportowani do innych
kolonii.
Z pierwotnej zabudowy
z połowy XIX wieku pozostało zaledwie 15%. Oryginalne są schody (14 stopni),
którymi przybyli wchodzili na ten teren. Za schodami pozostałości basenów (łaźnia).
Wokół centralnego placu budynki kuchni, szpitala, izba wartownicza. I miejsca, które
kiedyś były zadaszone – tzw. szopy imigracyjne – w których czkano na
załatwienie wszystkich spraw, jako że najczęściej w punkcie tym przebywało
więcej niż sześćset osób przewidzianych w projekcie.
W części pomieszczeń,
dobudowanych już w okresie późniejszym, znajduje się punkt informacyjny i niewielkie
ale ciekawe muzeum dotyczące historii tego miejsca.
W 2006 roku kompleks
Aapravasi Ghat został wpisany na listę UNESCO.
Mniej więcej w tym samym czasie co „magazyn imigracji”, tuż obok, wzniesiono szpital wojskowy. Napis na bramie głosi, że jest to Międzynarodowe Muzeum Niewolnictwa. Na teren obiektu można wejść. Część budynków jest odrestaurowana (biura), część jest w ruinie, w podworcu ustawiono kilka tablic edukacyjnych dotyczących historii obiektu, ale żadnego muzeum nie ma. Z enigmatycznych wypowiedzi stróża wynikało, że muzeum jest w trakcie organizacji.
Smutna historia :(
OdpowiedzUsuńO tak! Miejsce do refleksji nad historią, jej zmiennymi losami i w ogóle naturą ludzi.
Usuń