Pedra de Lume (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2022/12/pedra-de-lume-sal-wyspy-zielonego.html) to nie jedyne miejsce na wyspie Sal będące schedą po Manuelu Antonio Martinsie (1772–1845), portugalskim biznesmenie, który przybył tutaj w 1792 roku. Na wyspie istniała wtedy tylko niewielka wioska rybacka na zachodnim brzegu. Założona przez niego firma zajmująca się pozyskiwaniem soli powstała w północno wschodniej części Sal. Jednakże położenie salin w kraterze wulkanu sprawiało sporo niedogodności związanych z transportem soli poza krawędź krateru. Do tego celu wykorzystywano zwierzęta, głównie osły. Kolejkę linową, której resztki można zobaczyć w Pedra de Lume, zbudowano dopiero w drugiej dekadzie XX wieku, czyli po ponad stu latach eksploatacji soli w kraterze.
Manuel Martins postanowił zatem stworzyć saliny w innym, dogodniejszym miejscu. Wybór padł na niezamieszkane, jałowe południe wyspy, gdzie również istniały warunki naturalne do stworzenia salin. Niejako „przy okazji” tego przedsięwzięcia powstała wioska (1830) Porto Martins – ze sprowadzonych z Ameryki drewnianych prefabrykowanych elementów stworzono osiedle dla ludzi, którzy mieli być zatrudnieni przy pozyskiwaniu soli, przede wszystkim niewolników. Inaczej jednak rozwiązano problem transportu – odparowana sól miała być przewożona na wybrzeże kolejką/wagonikami sprowadzonymi z Anglii. Wielkość eksportu, głównie do Brazylii wynosiła do 30.000 ton rocznie. Trwało to do 1887 roku, kiedy Brazylia ograniczyła import soli z Wysp Zielonego Przylądka. Ograniczono drastycznie produkcję, założona przez Martinsa wioska pogrążyła się w marazmie. Ożyła dopiero w latach dwudziestych XX wieku, kiedy wznowiono eksploatację salin kontynuowaną do lat sześćdziesiątych. Pozyskiwana sól eksportowano głównie do Konga do. Kiedy jednak na początku lat sześćdziesiątych Kongo uzyskało niepodległość i znacjonalizowało własne przetwórstwo soli, ograniczyło jej import z Wysp Zielonego Przylądka. Produkcja soli w Santa Maria zaczęła spadać, ostatecznie zaniechano jej, podobnie jak w Pedra de Luma, do 1984 roku. Teraz pozyskuje się tylko niewielkie ilości soli, głównie na potrzeby przemysłu kosmetycznego.
Nie wiem kiedy Porto
Martins zmieniła nazwę na Santa Maria, wiem tylko, że w 1935 roku wioska zyskała
prawa miejskie (według innego źródła dopiero w 2010 roku). Kolejny rozkwit zaczęła
przeżywać Santa Maria za sprawą otwarcia w 1967 roku, przez dwóch belgijskich
przemysłowców pierwszego pensjonatu wczasowego. Hotel ten nadal funkcjonuje i uważany jest za
najstarszy hotel w Republice Zielonego Przylądka. Od tego czasu hotele i
kurorty zaczęły wyrastać niczym grzyby po deszczu. Tendencja ta wzmogła się jeszcze
po roku 1984, kiedy zaprzestano pozyskiwania soli na większa skalę – turystyka
stała się główną gałęzią gospodarki Sal. Obecnie szacuje się, że blisko połowę
bazy hotelowo-wczasowej Wysp Zielonego Przylądka znajduje się właśnie na tej
wyspie. Santa Maria została uznana za turystyczną stolicę Wysp.
Poznawanie Santa
Marii ograniczam do spaceru głównymi ulicami, zagadnięcia na plażę w centrum i
na molo z powyrywanymi deskami, na którym odbywa się targ rybny.
Kieruję się na
wschód okrążając wcinający się w ocean cypel. Nie wiem czy za kilka miesięcy
będzie można tędy przejść – po lewej stronie mijam potężny plac budowy. Czy
kolejny, jak przypuszczam, kompleks turystyczny, zawładnie również wybrzeżem?
Tymczasem
ścieżka biegnie, jakieś 300-400 metrów, wzdłuż tzw. cmentarzyska muszli – to
pozostałość po nielegalnym połowie skorupiaków. Dalej idę wzdłuż bogato
rzeźbionej linii brzegowej z wulkaniczną ścianą, w której woda i wiatry
wyrzeźbiły dwa okna. W innym miejscu kamieniste zatoczki. Na plaży pustki – bo
to trochę daleko od resortów a i ozdoby z kamieni wulkanicznych nie zachęcają chyba
do leżenia.
Żeby dotrzeć do
salin, muszę opuścić wybrzeże i skręcić w kierunku północnych peryferii Santa Maria.
I tu niespodzianka – teren dzielący mnie od salin to wydmy. Niespodzianka, bo
ani w przewodniku ani w Internecie na informację o wydmach nie trafiłam. Cały ten
teren – plaże i wydmy – to rezerwat przyrody. Poprzecinany drogami rozjeżdżonymi
przez quady.
I tutaj, na
terenie salin, podobnie jak w Pedra de Lume, niewiele się dzieje. Tylko wypełnione
solą worki i przejeżdżająca obrzeżem stawów ciężarówka świadczy, że jakaś szczątkowa
produkcja soli jest tutaj też realizowana.
Wracam do miasta.
Stąd aluguer zawiezie mnie do Espargos. To był ostatni dzień mojej podróży po Wyspach Zielonego Przylądka. Za kilka
godzin mam samolot do Polski.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/LUCpYLd7Q9JGzkXh6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz