Przed wizytą w
Bukchon Hanok Village broniłam się, jak mogłam – jeszcze jedna „tradycyjna
wioska” i jeszcze jeden targ pamiątek! Broniłam się, bo pierwsze zdania zachęcające
do odwiedzenia tej części Seulu, jakie pojawiają się w każdym niemal folderze i
przewodniku, nie działają na mnie zachęcająco. To najbardziej chyba
pretensjonalne, jakie spotkałam, brzmiało: „Bukchon jest jak zastygłe w
bezruchu wieków miejsce w środku współczesnej metropolii”.
Im częściej
jednak studiowałam ten fragment planu Seulu, im częściej czytałam więcej niż
pierwsze zdanie folderu mówiące o Bukchon, tym bardziej dochodziłam do wniosku,
że powinnam tam pojechać.
Bukchon dosłownie znaczy „wioska
północna” i jest to odniesienie do zajmowanej przez możnych tego świata części
miasta położonej na północnym brzegu strumienia Cheonggyecheon. Okolice te zamieszkiwali
członkowie królewskich familii i arystokracja wszelkiego autoramentu. Na obszarze
pomiędzy pałacami Gyeongbokgung i Changdeokgung do naszych czasów zachowało się
ponad dziewięćset tradycyjnych domów hanok.
Niektóre w stanie nienaruszonym i nadal służące celom mieszkalnym, inne nieco
przebudowane i zgoła inne funkcje pełniące niż przed laty – teraz to hotele,
restauracje, kawiarnie, galerie sztuki, centra kulturalne.
Cały dzień
przemierzam ulice Bukchon – nie tyle w przestrzeni, bo teren to znów nie taki
rozległy, ile w czasie. W jednej chwili idę ulicą XVI-wiecznego miasta, wypatrując,
kiedy zza drewnianych, rzeźbionych drzwi wyjdzie krewny lub powinowaty króla
Injo albo innego Sunjo, w drugiej – oczarowują mnie wielokolorowe abstrakcyjne
pejzaże światowej sławy francuskiego „alchemika koloru” Jean Marie Haessle’a.
W jednej chwili podziwiam
haftowane dzieła mające nawet kilkaset lat, a pół godziny później rozmawiam z Kimem
Taegonem (tak, tak, takie samo imię i nazwisko nosił pierwszy katolicki ksiądz
w Korei), współczesnym malarzem, którego wystawę „Tajemniczy ogród kwiatów” właśnie
otwarto. Obrazy jak obrazy, kwadraty lub koła na kontrastowego koloru tle. Niby
nic nadzwyczajnego, kwiaty sprowadzone do kształtu koła czy kwadratu, jeszcze
jedna miła oku abstrakcja, ale… mam wrażenie, że ułożenie „kwiatków” nie jest
przypadkowe. I rzeczywiście, w rozmowie z panem artystą dowiaduję się, że
zainspirował go alfabet Braille’a! Zestawy kropek to w rzeczywistości litery
alfabetu (angielskiego) – żółte kropki na zielonym tle jednego z obrazów układają
się w słowa: peace i love („pokój” i „miłość”). Cztery lata
trzeba było, aby idea takiego wyrażenia myśli, uczuć się zmaterializowała. Trzy
lata to były tylko przemyślenia, rok trwało namalowanie kilkunastu obrazów. Z
żalem opuszczam galerię…
Muzeum Sztuki
Kurczaków zlikwidowano – i już nie dowiem się, na ile sposobów można artystycznie
pokazać kurę, koguta, kurczaka czy pisklaka! Chociaż… pozostał sklep a w nim
całkiem sporą kolekcja kolorowego drobiu.
Muzeum Sów ma
się jednak całkiem dobrze – chociaż tłok tutaj niemiłosierny. W jednym
pomieszczeniu o powierzchni zaledwie osiemdziesięciu metrów kwadratowych mieszka
ponad dwa tysiące pięćset sów – drewnianych, szklanych, ceramicznych,
kamiennych, metalowych, papierowych, szmacianych… W postaci figurek, obrazków, haftów,
plakietek… Z ponad osiemdziesięciu krajów. To prywatna kolekcja pani Myeong-Hee
Bae, „szalonej na punkcie sów damy”, która od wczesnej młodości, czyli ponad
trzydzieści lat, kolekcjonowała artystyczne wyobrażenia symbolu mądrości. Rodzina
i znajomi pomagali – i nie mieli kłopotów, co ma być prezentem na kolejne
urodziny! Niestety zdjęć wewnątrz robić nie wolno.
Dobrze, że jednak
tutaj przyjechałam. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że pobyt w Seulu nie byłby
pełny, gdyby nie wizyta w Bukchon. A tak pysznych ryżowych klusek z pikantnym
sosem, na jakie trafiłam w ulicznej garkuchni, nie spotkałam nigdzie indziej w
Korei – wracałam do nich jeszcze dwukrotnie.
Inne posty o Seulu:
Jejjj, niesamowity klimat! Mam nadzieję, że kiedyś tam dotrę :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Dziękuję i wzajemnie, dobrego Roku życzę! W którym może spełni się nadzieja podróży TAM i wszędzie gdzie zechcemy!
UsuńRzeczywiście zastygła w bezruchu dzielnica. Pięknie.
OdpowiedzUsuńTak, piękne to miejsce i często wracam do niego myślami.
Usuń