W czasie podróży po Kaukazie, odcinek z Tbilisi do Erywania pokonałam z zorganizowaną wycieczką odwiedzając po drodze trzy klasztory – Achtala, Hachpat i Sanahin – w kanionie rzeki Debet. Dwa ostatnie zostały wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wszystkie trzy klasztory powstały w okresie największego rozkwitu panowania dynastii Bagratydów (861–1045). Stanowią przykład połączenia elementów architektury sakralnej z Bizancjum oraz budownictwa rodzimego, charakterystycznego dla tej części Kaukazu.
O dwóch pierwszych klasztorach w dolinie rzeki Debed napisałam w postach:
Klasztor Sanahin położony jest na peryferiach miasta Alawerdi. Miasto, przecięte rzeką Debed na dwie części, rozłożyło się na zboczach kanionu. Część północna zdominowana jest przez hutę miedzi. Pierwsza huta w tym regionie została założona przez gruzińskiego króla Herakliusza II w 1770 roku, ale największy rozwój przemysłu miedziowego przypada na okres sowiecki. Po odzyskaniu niepodległości przemysł ten podupadł, a liczba mieszkańców miasta zmalała o połowę (obecnie mniej więcej 13 tysięcy). Tworzone są jednak plany jego odrodzenia.
Nie wiem, czy to dobrze, bo z okien autobusu roztacza się przygnębiający widok. Dym z kominów huty, posocjalistyczne bloki nadszarpnięte zębem czasu, dysonans z pokrytymi zielenią ścianami kanionu.
Gdybym zwiedzała monastery na własną rękę, niewątpliwie punktem wypadowym byłoby właśnie Alawerdi. A do klasztoru Sanahin mogłabym dostać się kolejką linową z centrum miasta.
Seminarium to wąski budynek, przypominający bardziej korytarz niż salę wykładową, wciśnięty między bryły kościołów Matki Boskiej i Odkupiciela. Nisze, które znajdują się w ścianach tego pomieszczenia, służyły jednak nie do przechowywania ksiąg, ale do siedzenia w trakcie wykładów czy naukowych dysput. Najsławniejszym wykładowcą tej uczelni był Grzegorz Magistros (985–1085), pisarz, poeta i erudyta, który zresztą nauczał również w Hachpat.
W każdym opisie klasztoru Sanahin pojawia się wzmianka o szczególnym zdobieniu wschodniej fasady kościoła Odkupiciela. Tuż u jej szczytu znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca królów Gurgena i Symbata, synów fundatorki kościoła, królowej Chosrowanusz, trzymających w rękach model kościoła. Jest to pierwsze w sztuce ormiańskiej przedstawienie ludzkich postaci z modelem świątyni (w Hachpat znajduje się podobna rzeźba, często nazywana kopią, jednak widzę istotne różnice – jest to raczej efekt inspiracji rzeźbą w Sanahin).
Obiekt jest szczególny, tak samo jak szczególnym zjawiskiem jest ormiański alfabet, traktowany przez tych, którzy się nim porozumiewają, jako element tożsamości narodowej. Na refleksje poświęcone językowi ormiańskiemu będzie czas w erywańskim Matenadaranie (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2019/03/mesrop-masztoc-i-matenadaran-erywan.html), teraz tylko mogę żałować, że nie jest mi dane z bliska zobaczyć 36 kamiennych znaków ormiańskiego alfabetu o dwumetrowej wysokości ustawionych na skalistym zboczu, wokół pomnika mnicha Mesropa Masztoca (359–440), twórcy tego alfabetu. Ten jedyny w swoim rodzaju park znajduje się nie dalej niż sto metrów od drogi, podejście bliżej zajęłoby nam 15 minut… Tak, wiem, nie było tego w programie transferu.
Zbliżając się do stolicy Armenii, staram się nie myśleć o cieniach wycieczek zorganizowanych. Robiąc bilans „za” i „przeciw”, chcę, aby blasków było więcej niż cieni (tylko czy to nie jest kreatywna rachunkowość?!). Niewątpliwie podróżując na własną rękę, żeby zobaczyć miejsca, gdzie dzisiaj byłam, musiałabym przeznaczyć na dojazd i zwiedzanie kilka dni. Czy zobaczyłabym dużo więcej? Tego nie wiem, na pewno jednak miałabym komfort nieliczenia czasu. Z drugiej strony wpłynęłoby to na możliwość dotarcia gdzie indziej. Może zatem dobrze się stało, że odbyłam tę podróż w zorganizowanej grupie.
Tylko tego kamiennego alfabetu jednak mi żal…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz