W końcu XIX
wieku Erywań był zapadłą mieściną, w której mieszkało niespełna 30 tysięcy
mieszkańców. Dzisiaj to ponad milionowa metropolia. Zbudowana głównie z
różowego tufu. Jej współczesny plan został wytyczony w latach 20. XX wieku przez
architekta Aleksandra Tamaniana (1878–1936), który uznał, że główne bulwary
miasta powinny biec w kierunku góry Ararat. Ścisłe centrum o średnicy półtora
kilometra opasuje pierścień ulic i parków.
Trochę poza
centrum znajdują się dwa obiekty z dwóch przeciwstawnych biegunów na osi czasu,
dla których – nawet gdyby w Erywaniu nic innego nie było do zobaczenia – warto
do stolicy Armenii przyjechać. Jeden to Matenadaran nawiązujący do schyłku starożytnej
historii Armenii, drugi to Centrum Sztuki Cafesjiana – sztuki najnowszej pokazanej
we wnętrzu na miarę XXI wieku.
Słowo matenadaran dosłownie oznacza
repozytorium ksiąg. W przeciwieństwie jednak do repozytoriów znajdujących się w
innych miastach i krajach ten zbiór ksiąg ma znaczenie szczególne. Aby to
zrozumieć, trzeba się wrócić myślą do IV wieku, do czasu, kiedy żył mnich Mesrop Masztoc, późniejszy święty Kościołów ormiańskiego
i katolickiego, który od 392 do 406 roku pracował nad stworzeniem alfabetu
ormiańskiego. Mniej więcej w tym czasie, kiedy powstał alfabet, Armenia
utraciła niepodległość.
Patrząc na kamienną
postać Mesropa Masztoca strzegącego wejścia do Matenadaranu, przypominam sobie,
co napisał Ryszard Kapuściński w reportażu Wanik,
czyli druga Armenia[1]:
„Jest
zdumiewające, że wymysł mało wówczas znanego mnicha mógł się tak natychmiast
powszechnie przyjąć. A jednak to fakt! Już wówczas musiała istnieć wśród Ormian
silna potrzeba identyfikacji i wyodrębnienia. […] Pobita na polu oręża, Armenia
szuka ocalenia w scriptoriach. […] Czym jest scriptorium? Może to być cela,
czasem izba w lepiance, nawet – pieczara skalna. W takim scriptorium stoi
kopista i pisze. […] Tak powstaje to unikalne w kulturze światowej zjawisko:
ormiańska książka. Mając swój alfabet Ormianie zaraz biorą się do pisania
książek. Sam Masztoc daje przykład. Ledwie objawił alfabet, a już go zastajemy
przy tłumaczeniu Biblii. […] Zaczynają powstawać całe biblioteki. Musiały to
być zbiory ogromne: w 1170 roku Seldżucy niszczą w Suniku bibliotekę składającą
się z 10 tysięcy tomów. Są to wszystko ormiańskie manuskrypty. Do dziś
zachowało się 25 tysięcy ormiańskich manuskryptów. Z tego ponad 10 tysięcy
znajduje się w Erewanie, w Matenadaranie. Kto chciałby obejrzeć resztę,
musiałby odbyć podróż dookoła świata. […] Najpierw pisali na skórach, potem już
na papierze. […] Kto umiał czytać i pisać, kopiował, ale byli zawodowi kopiści,
którym całe życie zeszło za pulpitem. Owanes Mankaszarenc przepisał w XV wieku
132 księgi. […] Wiele tych ksiąg jest arcydziełem sztuki poligraficznej. Złote
armie ormiańskich literek pełzają przez setki stronic. Kopiści byli
jednocześnie wybitnymi malarzami. W książce ormiańskiej sztuka miniatury osiąga
światowe wyżyny. Zwłaszcza nazwiska dwóch miniaturzystów – Torosa Roslina i
Sarkisa Picaka – błyszczą nieśmiertelnym blaskiem. […] Losy tych ksiąg to historia
Ormian”.
Czyż trzeba jeszcze
coś więcej dodawać?
Pozostaje mi
tylko wejść do wnętrza i przez szyby gablot popatrzeć na bezcenne dzieła. Podziwiać
kolory i złocenia, które przetrwały dziejowe zawieruchy. Ewangelie,
modlitewniki, zbiory kazań, dzieła filozoficzne, historyczne, poematy
średniowiecznych poetów, książki medyczne, receptury… W formie tradycyjnej książki
i w formie zwojów, teraz rozwiniętych, a nawet na korze brzozowej. Zachwycają
nie tylko precyzyjnie pisane litery – chociaż nie rozumiem tekstu (podobnie jak
wielu Ormian, ponieważ to język staroormiański), nie tylko zdobiące karty ksiąg
miniatury, lecz także okładki, które same z siebie są dziełami sztuki – ze
skóry i z drewna, zdobione metalowymi ornamentami. Ze srebra i złota, repusowane
i upiększone szlachetnymi kamieniami. Historia niejednej księgi pisana jest
śladami miecza, ognia, zacieków wody, krwi, ziemi. Niektóre księgi przebyły
drogę tysięcy kilometrów, aby wrócić do ojczyzny ofiarowane Matenadaranowi
przez umierających na obczyźnie, gdzie znalazły się wywiezione przez przodków
traktujących je jak relikwie.
Poza główną
ekspozycją, mieszczącą się zaledwie w trzech salach, mogę oglądnąć jeszcze wystawę:
„Polscy Ormianie: tradycje piśmiennicze”. Wystawa poświęcona jest 650-leciu
utworzenia diecezji ormiańskiej we Lwowie (1367–2017).
Podstawą zbioru,
którego nieliczne tylko egzemplarze mogłam zobaczyć, jest księgozbiór
gromadzony przez wieki w Katolikosacie Autokefalicznego Ormiańskiego Kościoła
Apostolskiego w Eczmiadzynie. To tam, jeszcze w czasach Mesropa Masztoca,
powstał pierwszy Matenadaran. W 1920 roku księgozbiór został upaństwowiony, a w
1939 przekazano go władzom radzieckiej Armenii i przemieszczono do Erywania.
Ostatecznie zbiory przeniesiono do budynku wzniesionego w latach 1945–1957, w
którym właśnie jestem. Miejsce, w którym go wybudowano, nie jest przypadkowe – budynek
opiera się o szczyt wzgórza. W jego skałach wydrążono magazyny, gdzie
przechowywane są zbiory, które nie są w tej chwili udostępnione do oglądania. To
dla bezpieczeństwa w przypadku naturalnego lub spowodowanego przez ludzi
kataklizmu.
Z niedosytem –
jak zwykle – opuszczam Matenadaran, jednak myślami jestem już „w”, a może „na”
Kaskadzie. Jeżeli wierzyć wirtualnej mapie, to nie muszę schodzić (Matenadaran
jest na sporym wzgórzu) do centrum, ale mogę przejść bocznymi uliczkami wprost
na najwyższy poziom Centrum Sztuki Cafesjiana, nazywanego popularnie „Kaskadą”.
Pani z obsługi Matenadaranu potwierdza – tak można przejść „górą”. Dziesięć
minut później jestem na monumentalnych schodach kompleksu architektonicznego
poświęconego sztuce.
Wizycie w
Centrum Sztuki Cafesjiana poświęcę jeden z kolejnych postów.
Inne posty o
Armenii:
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/12/byam-w-armenii-i-gorskim-karabachu.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/01/najpierw-klasztor-achtala-armenia.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/11/swiadek-czasow-hellenskich-garni-armenia.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/01/najpierw-klasztor-achtala-armenia.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/11/swiadek-czasow-hellenskich-garni-armenia.html
[1]
Ryszard Kapuściński, Kirgiz schodzi z
konia. Chrystus z karabinem na ramieniu, Czytelnik, Wydanie II, Warszawa
1990
Ja zwiedziłam w ostatni weekend Katedrę Ormiańską we Lwowie. Też mnóstwo zdobień, wzorów i kolorów. Tu także przecudna sztuka! Jak manuskrypty.
OdpowiedzUsuńI zawsze w takich miejscach czuję niedosyt...
Usuń