niedziela, 17 stycznia 2016

Jak to w podróży… Jeszcze Flores (Indonezja)


W tym wpisie mało będzie na temat „co” i „gdzie”. Ten post to raczej odpowiedź na często zadawane mi pytanie: jak to się tak na własną rękę podróżuje? Jak? Oto opis jak jechałam z Moni do Maumere, po spotkaniu z jeziorami na wulkanie Kelimutu.

Zbliża się 10:00. Gdybym rzeczywiście wyjechała nad jeziora o piątej rano, mogłabym zdążyć na autobus do Maumere o 9:00. Ale minęła już 10:00, podobno będą następne, „podobno” o 11:00 i później też, ale tak na pewno nikt tego nie wie.
To chyba jednak pójdę na śniadanie.
Siedząca przy sąsiednim stoliku Rosjanka, która też dopiero co wróciła z Kelimutu, dobija mnie do końca. Ona też chce i musi dostać się jak najprędzej na Bali, do Denpasaru. Ale gdy dowiedziała się, że z Labuanbajo jest więcej połączeń lotniczych niż z Maumere, wynajęła samochód z kierowcą i jedzie do Labuanbajo. Przez moment świta mi w głowie myśl, że może by tak wejść z nią w układ, zaproponować podział kosztów i pojechać razem z powrotem do Labuanbajo. Kiedy jednak dowiaduję się, ile kosztowało ją wynajęcie samochodu (dwa tysiące dolarów), jestem szczęśliwa, że nie wyartykułowałam swojej myśli.


Nie mam wyjścia, jadę do Maumere. Gabriel każe mi czekać w pokoju.
– Kiedy będzie jechał autobus, zatrzymam go i zawołam cię. Nie musisz się martwić.

Martwię się. Skąd on będzie wiedział, że autobus jedzie, jeżeli truchcikiem – ubrany w czerwone bokserki w białe hibiskusy – biega po wewnętrznym patio?

Staję na rozstaju dróg, naprzeciwko wjazdu do hotelu, i zaczynam czekać.


U Gabriela praktykuje młody chłopak, absolwent jakiejś szkoły turystycznej. Mam poważne wątpliwości co do umiejętności przyszłych hotelarzy na Flores po odbyciu praktyki w tym właśnie hotelu, ale co mi tam…

Jeżeli tylko jest okazja, stara się rozmawiać po angielsku, dlatego mi towarzyszy. Zapał – chwalebny, tyle że mnie w tej chwili nie bardzo chce się z kimkolwiek rozmawiać. Jestem niewyspana, czekają mnie co najmniej cztery godziny jazdy, podobnej do tej wczorajszej (w górę, w dół, w prawo, w lewo) i jeszcze nie wiem, o jakiej porze te cztery godziny się zaczną.

Niespodziewanie Gabriel objawia mi się niczym prawdziwy archanioł. Wybiega z budynku z propozycją, żebym zabrała się samochodem z jego przyjacielem, który właśnie wraca z Ende do swojego domu w Maumere.

To nie pierwszy kontakt Harry’ego z osobą pochodzącą z Polski. Jednym z jego nauczycieli był ksiądz Kozlowski, jak na całym świecie wypowiada się to popularne polskie nazwisko (i wszystkie inne z „ł”: Walesa, Wojtyla). A gdy dowiaduje się, że jestem z Krakowa, miasta, w którym mieszkał JP II, to już w ogóle zaniósłby mnie do Maumere na skrzydłach! Po drodze zatrzymuje się, żebym mogła zrobić zdjęcia chałup z tymi charakterystycznymi dla Flores dachami, tym razem rzeczywiście wykonanymi z liści palmowych, a nie z blachy. Pokazuje seminarium, w którym zatrzymał się JP II w trakcie swojej pielgrzymki w 1989 roku, oraz stadion, na którym odprawił mszę.














Kościół katolicki w Moni - wybudowany według wzorów tradycyjnej architektury



 
















I nie minęły trzy godziny od chwili wyjazdu z Moni, jak, nie wierząc własnym oczom, trzymam w garści bilet do Denpasaru na jutro na godzinę 7:40 rano! I to za zupełnie przyzwoitą cenę. Jako człowiek pracujący w turystyce, Harry wiedział, gdzie mogę w niedzielne popołudnie kupić bilet i gdzie na dodatek będą mieli przegląd ofert wszystkich linii lotniczych. I jeszcze mnie tam zawiózł!

Po porządnym śniadaniu i niemęczącym locie ląduję znów na Bali. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny od chwili, gdy rozdzierana wątpliwościami i niepewna najbliższych godzin stanęłam na rozstaju dróg przed hotelem w Moni.

Dwie godziny później jestem u celu, w Ubud, trzydzieści kilometrów na północ od Denpasaru, nieomalże w samym środku Bali. Poznana wczoraj Rosjanka jest gdzieś w połowie drogi między Ende a Labuanbajo.

Znów spadłam na cztery łapy!

Ubud poświęciłam dwa posty przed rokiem:

Domek przy plaży w Maumere - mój ostatni nocleg na Flores







Plaża w Maumere











Fragment rafy koralowej na czarnym, wulkanicznym piasku plaży w Maumere
Gdzieś tam w dole jest Ubud...

3 komentarze:

  1. Naki napad wrażeń na gały oczne, że aż cieżko ogarnąć. Bardzo ciekawy rozkład zdjęć - tani nietypowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taki unikalny bym powiedział, albo autorski :)

      Usuń
    2. Ja tutaj widzę ustawienia piłkarskie, 4-4-2, 3-4-1-1 itp. :) Fajne zdjęcia!

      Usuń