Dawno, dawno
temu w jaskiniach gór wznoszących się nad jeziorem Pone Taloke żył nadnaturalnej
wielkości pająk. Okoliczna ludność była zobowiązana co jakiś czas oddawać
okrutnemu pajęczakowi piękną dziewczynę. Więził już siedem księżniczek, gdy do
spełnienia tej powinności została wezwana szlachetnie urodzona Kummabhaya.
Odważne dziewczę nie chciało się poddać niewoli i strzałą z łuku zgładziło potwora.
O swoim wyczynie dziewczyna powiedziała: pinguja,
co znaczy: „zabiłam pająka”. To słowo stało się nazwą regionu i samych jaskiń, przyjmując
z biegiem czasu formę: Pindaya,
To jedna z
wersji legendy, która jednak milczy, jakie były dalsze losy szlachcianki i
uwolnionych księżniczek.
Jaskinie Pindaya
znajdują się w odległości pięćdziesięciu kilometrów na północ od założonego przez
Brytyjczyków miasta Kalaw, w którym się zatrzymuję. Do Pindayi dojeżdżam moto-taxi,
czyli motocyklem.
Stojący przed
wejściem do jaskiń gigantyczny stalowy pająk i dziewczyna mierząca do niego z
łuku zabierają przybyłych w świat dawnych mitów.
Mity mitami, dzisiaj
jednak jaskinie Pindaya to nie tyle obiekt turystyczny, ile miejsce kultu, cel
pielgrzymek wyznawców buddyzmu i nie tylko.
Początki
niewielkiej świątyni na szczycie stu trzydziestu schodów sięgają dziewięciu wieków wstecz. Ta świątynka
to właściwie wejście do wapiennych jaskiń sięgających stu dwudziestu
metrów do wnętrza góry. Do tych grot wierni przynosili figury Buddy. Od XVI
wieku, chociaż najwięcej posągów pochodzi z przełomu XVIII i XIX wieku. Według niedawno
przeprowadzonej inwentaryzacji jest ich dokładnie 8094. Wszelkich możliwych kształtów,
wielkości i materiałów. Z marmuru, drewna tekowego, betonu, gipsu, cegły, kości
słoniowej, alabastru… W przypadku figur Buddy siedzącego zdecydowana większość
to wyobrażenia Buddy w geście dotknięcia ziemi/wezwania ziemi na świadka –
palce prawej dłoni, spoczywającej na prawym kolanie, dotykają podstawy
wizerunku, symbolicznie ziemi.
Zagłębiam się w
gąszcz figur ustawionych w wydrążonych przez czas i wodę grotach, przejściach,
tunelach. Gdyby nie była miejscem kultu, i tak byłaby odwiedzana – ze względu na
nacieki jaskiniowe: stalaktyty, stalagmity… Niektóre zostały nazwane – jak ten –
na kształt słonia. Nisza, w której figury ustawione są bardzo blisko siebie,
tworząc wąskie chodniki, oznaczono napisem: „labirynt”. Niektóre figury są
przykryte szatami z materiału ozdobionego cekinami. Każda opatrzona jest
tabliczką z nazwiskiem donatora, może też intencją, bo niektóre napisy są dość
długie. Ofiarowanie figury do jaskini Pindaja to jedna z fundamentalnych
praktyk wyznawców buddyzmu w Mjanmie, traktowana na równi z ufundowaniem, lub
raczej współfinansowaniem, pagody. Jeżeli ktoś nie może sam przynieść figury do
jaskiń, są tacy, którzy, za opłatą oczywiście, pomogą spełnić ten religijny
obowiązek.
W jednej z
większych grot figur jest trochę mniej – to rodzaj sali modlitewnej. W innej cały
rząd Buddów, ręce każdego w innym geście. Poniżej objaśnienie, jaka to mudra. Chodząc
obrzeżem niewysokiego, okrągłego postumentu, wierni wypełniają jeden z rytuałów
modlitewnych buddyzmu. Przed niewielką dziurą w skale widnieje napis: koniec
jaskini.
Wracam do
wejścia, wychodzę na zewnątrz, kilkadziesiąt metrów dalej nieco płytsza
pieczara z dwunastometrowej wielkości figurą siedzącego Buddy. Tutaj palce jego
prawej dłoni opierają się o grzbiet niewielkiego słonia – to inna wersja gestu
dotknięcia ziemi. Oczywiście nie brak i mniejszych figur, kapliczek, pagód. Nawiedzających
tę część świątyni jest niewielu.
Wiem, że na
szczycie góry jest jeszcze jedna jaskinia, z Buddą leżącym. Co prawda to trochę
daleko, nie wiem, czy zdążyłabym na 14:00, na którą umówiłam się z moim panem motocyklistą,
ale kusi mnie, żeby spróbować. Nie mogę jednak znaleźć przejścia. Wygląda na
to, że ta trzecia nie jest połączona z kompleksem, w którym jestem. A może
ścieżka zaczyna się za którąś z zamkniętych bramek. Czuję się usprawiedliwiona,
że jej nie znajduję.
Jeszcze ostatni
rzut oka na okolicę, na jezioro Pone Taloke, na las pagód w świątyni u stóp
góry. Odjeżdżamy. W pewnej odległości zatrzymujemy się, abym mogła z tej
perspektywy zrobić zdjęcie pasma górskiego z wejściami do jaskiń.
Nie wiedziałam, czy czytać, bo boję się pająków, choć podziwiam je za pracowitość, spryt i oryginalność w wyplocie pajęczyn. Przemogłam się jednak i dowiedziałam się wielu ciekawych historii na temat kultury tego egzotycznego kraju. No i... jak można zagospodarować jaskinie, bo u nas takie rzeczy, to nie do pomyślenia:)
OdpowiedzUsuńFajny wpis:)))
Dziękuję! Cieszę się, że mimo wszystko przeczytałaś.
Usuń