Samochód przyjeżdża po mnie do
hotelu (w San Pedro de Atakama, Chile) z trzydziestominutowym opóźnieniem. Jestem
jego pierwszą pasażerką, potem jedziemy po dwie Francuzki, które są w
trzymiesięcznej podróży po Ameryce Południowej, po Portugalkę i Francuza, parę,
która pracując i podróżując, włóczy się po Ameryce od roku, oraz Brazylijczyka
z São Paulo, dziennikarza, który w ten sposób spędza swój dwutygodniowy urlop.
Załoga została skompletowana, ruszamy ku granicy chilijsko-boliwijskiej.
Dziwna
to granica. Pośrodku pustkowia na płaskowyżu Altiplano, na wysokości 3800 metrów n.p.m., stoją
dwa baraki, przy jednym długa kolejka. Na pytanie, gdzie jest toaleta, ktoś
pokazuje duży kamień w odległości stu metrów od baraków!
Tymczasem
panowie kierowcy – takich aut jak to, którym jadę, pojawiło się już kilkanaście
– ustawia rozkładany stolik, nakrywa go serwetą w stylu lokalnego folk i
przygotowuje śniadanie. Całkiem smaczne. Teraz okazuje się, że dalej jedziemy innym
samochodem i z innym kierowcą – z Boliwijczykiem Elvisem. Tak, tak, jego
rodzice byli fanami idola wszech czasów! I dowiadujemy się, że „coś” się dzieje.
Pierwsze
zebranie. Człowiek, który dotychczas krążył między samochodami i ludźmi, którego
na swój użytek nazwałam koordynatorem, prosi nas o uwagę. W rejonie Salaru de Uyuni
rozpoczęły się blokady dróg…
ZNÓW?!
Nie mogę zapomnieć, że pięć lat temu, w Kolumbii, z powodu blokad dróg przez
plantatorów kawy nie dotarłam do stanowiska archeologicznego San Agustin.
Pan
nie podaje, kto przeciw czemu w ten sposób protestuje. Informuje tylko, że na
razie jedziemy zgodnie z planem, ale kierowcy są cały czas w kontakcie z
organizatorami, którzy śledzą rozwój wydarzeń. I musimy się liczyć z tym, że
trasa przejazdu oraz miejsce noclegu mogą ulec zmianie. A w ogóle to powinniśmy
być szczęśliwi, że jedziemy, bo wszystkie przejazdy do Boliwii miały być
anulowane.
Wybiegając
w tym miejscu w przyszłość, rzeczywiście były to ostatnie wyjazdy z San Pedro
de Atakama, od poniedziałku te trzydniowe zorganizowane przejazdy wstrzymano. Jak
dobrze, że zdecydowałam się opuścić Chile w niedzielę!
Prawie
dwie i pół godziny trwało załatwianie formalności na granicy, śniadanie, przeładowanie
bagaży z samochodu na samochód, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, aby w końcu
zacząć „zwiedzać”.
Zwiedzanie
polega na zatrzymywaniu się przy kolejnych osobliwościach natury. Laguna Verde,
Laguna Blanca, Desierto Salvator Dalí, Laguna Polques – aguas termales, Geyseres
Sol de Mañana i Laguna Colorada to najważniejsze tego dnia przystanki na naszej
trasie. Wszystko w cieniu wulkanu Licancabur. A po ludzku: jeziora w różnych
kolorach, ciepłe źródła, gejzery o wdzięcznej nazwie „Słońce Poranka” i
pustynia Salvadora Dali.
Jeziora
są kolorowe za sprawą minerałów, które nadają im barwę. Mimo że słone, są
żerowiskami dla ptaków. Jezioro Białe to królestwo mew andyjskich, Jezioro
Kolorowe przejęły we władanie flamingi. Pewien fragment pustyni został nazwany
imieniem sławnego artysty dlatego, że jej widok z niewielkimi kopczykami ukształtowanymi
przez erozję przypomina krajobrazy malowane przez Dalego. A „Słońce Poranka”,
mimo nazwy „gejzery” to skupisko wszelkich zjawisk typowych dla terenów
wulkanicznych – buchająca z wnętrza ziemi gorąca para, świsty, fumarole,
kratery z bulgoczącym błotem, spękane, zastygłe lawy błotne i rozrzucone wszędzie
bryłki siarki.
Ciepłe
źródła dostosowano do potrzeb włóczykijów, z czego skwapliwie korzystamy. Siedzimy
w ciepłej wodzie, potem w jeszcze cieplejszej, ciesząc się widokiem Laguny
Polques i pasących się na jej brzegu wikunii. A może to lamy… Wikunie są
mniejsze niż lamy i mają krótsze szyje, ale na razie chyba jeszcze nie
rozróżniam tych gatunków.
Kiedy
my odpoczywaliśmy w objęciach wód geotermalnych, Elvis, z paniami pracującymi
tutaj, przygotowywał dla nas posiłek. Podobnie jak ten poranny – doskonały!
Świat
jest piękny i niech się schowają wszystkie all
inclusive!
Ciąg dalszy relacji z tej eskapady:
Ależ piękne, relaksujące krajobrazy miałaś! To coś dla długiego oddechu w piersiach.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są piękne, ale najpiękniejsze to ostatnie, z czterema dziewczynami. Dałaś radę!!!!
Ależ się rozmarzyłam patrząc na te krajobrazy. Pięknie. I widzę że podskakujesz jak młoda kózka. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo, młodzież "okrutna" mnie zmusiła! Chociaż nie dałam się długo prosić.
Usuń