Kilkakrotnie zdarzyło mi się być gdzieś w świecie w czasie świat.
Niedzielę Palmową miałam okazję przeżywać w San José
(Kostaryka), Puerto Princesa (Filipiny), Sucre (Boliwia) i Katmandu/Patan
(Nepal).
Kiedy byłam w
Ameryce Środkowej, Niedziela Palmowa zastała mnie w stolicy Kostaryki – San José.
Zbliżając się w Niedzielę Palmową do katedry (bazylika katedralna św.
Józefa, 1857–1874) nie poznaję miejsca, w którym byłam wczoraj. Wielka brama,
replika bramy miejskiej, stanowi scenografię do przedstawienia scen wjazdu
Chrystusa do Jerozolimy. Zgromadzeni na palcu wierni trzymają w rękach palmy –
takie naturalne, będące liśćmi drzewa palmowego i żywo uczestniczą w nabożeństwie
pełniąc rolę ludu Jerozolimy sprzed wieków.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/298h8A45SEyuQdRs9
Filmik: https://youtu.be/dTQIXCwsFIY
Kilka lat temu
przyszło mi spędzić Niedzielę Palmową w Puerto Princesa, na filipińskiej
wyspie Palawan.
Tutejsze palmy
zrobione są z fantazyjne splecionych, prawdziwych liści palmowych – wszak
jestem w kraju, gdzie palmy rosną na każdym kroku.
Palmy poświęca
ksiądz z kościelnym, nie używają jednak kropideł ale… butelek z podziurkowaną
nakrętką. W pewnym momencie niezbyt dokładnie zakręcona nakrętka odpada i
wierni oraz palmy zostają poświęceni całym strumieniem wody – nikt o to nie ma pretensji.
Ksiądz zamienia swoje „kropidło” z butelką kościelnego i dalej już święci palmy
sam.
Kiedy ksiądz
mija mnie, przerywa kropienie wodą i zadaje mi pytanie: skąd jesteś? Takiej
reakcji, gdy odpowiadam, że jestem z Krakowa, z Polski, nigdy bym się nie
spodziewała.
– Dzień
dobry – słyszę, najczystszym polskim językiem, z lekkim tylko obcym akcentem
wypowiedziane słowa.
Ot,
niespodzianka. Nie udało mi się niestety dowiedzieć, w jakich okolicznościach
filipiński ksiądz nauczył się polskiego pozdrowienia.
Niedzielą Palmową
w czasie czteromiesięcznej podróży po Ameryce Południowej spędzam w Sucre, konstytucyjnej
stolicy Boliwii.
Większość kolonialnych budowli miasta otynkowana jest na
biało, dlatego czasem nazywa się je Ciudad Blanca – Białe Miasto. Dzisiaj jest
raczej biało-zielone. Jest Niedziela Palmowa i chodniki w pobliżu kościołów
usłane są palmami. To znaczy stoiskami z palmami, a właściwie z palmowymi
liśćmi. Tutaj bowiem, podobnie jak we wszystkich chyba krajach, w których rosną
palmy, nieodzowny rekwizyt dzisiejszego święta robiony jest z liści palmowych.
Mniejsze i większe palemki tworzone są z misternie wyginanych i załamywanych liści,
tworzących filigranowe kształty ożywiane pomarańczowymi aksamitkami.
Co do zwyczajów samego aktu święcenia palm, to – jak widzę –
są różne. Kiedy mijam kościół św. Franciszka, palmy poświęcają ministranci i
ministrantki stojący na murku kościelnego ogrodzenia. Po innej mszy, w tym
samym kościele, palmy święci ksiądz, ale nie przechodzi środkiem kościoła,
tylko wierni tłoczą się przed ołtarzem, na którego stopniach stoi. Kiedy
wieczorem zaglądam do… sali gimnastycznej za kościołem św. Rity, w której trwają
przygotowania do wieczornej mszy świętej (czy w mieście, w którym jest co
najmniej setka kościołów, konieczne jest organizowanie mszy w sali gimnastycznej?),
i kiedy ta msza się zaczyna, ksiądz biega po trybunach, baaardzo obficie
kropiąc nie tylko palmy, lecz także wiernych, którzy je przynieśli.
Główne uroczystości Niedzieli Palmowej odbyły się na Placu 25 Maja, głównym placu miasta – tutaj palmy święcił biskup, a potem procesja udała się do stojącej przy placu katedry.
W czasie
ostatniej podróży, w Niedzielę Palmową byłam w Katmandu. Według
danych z 2014 roku w Nepalu mieszka 7000 katolików, a katolicka katedra pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej
Marii Panny (konsekrowana 1995) znajduje się w Katmandu – tak się najczęściej o
niej mówi, chociaż w rzeczywistości znajduje się ona w Jāwalākhel, na osiedlu
Lalitpuru (Lalitpur Metropolitan City), trzecim co do wielkości mieście Nepalu
(po Katmandu i Pokharze), które wyrosło na terenie historycznego Patanu.
[…] Dzisiaj, w Niedzielę Palmową, wierni
nie wchodzą do wnętrza, ale stoją przed kościołem. W drzwiach świątyni
zaimprowizowano ołtarz, przed którym, na stoliku, leżą palmowe liście. Po wygłoszeniu
formuły poświęcenia i pokropieniu tych naturalnych palemek uczestnicy mszy
zabierają pojedyncze liście, obsługa usuwa ołtarz i ta niewielka procesja
wchodzi do kościoła. To była chyba najskromniejsza celebracja Niedzieli Palmowej,
w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam.
Częstując się,
po skończonej celebracji, wyśmienitą herbatą jaśminową serwowaną na dziedzińcu
przed kościołem, rozmawiam chwilę i z innymi podróżnikami, których całkiem
sporo dzisiaj do świątyni przybyło, i z miejscowymi, którzy ciekawi są, kto
skąd przybył. Okazuje się, że moje przeświadczenie (wynikające z tego, co
wcześniej znalazłam w sieci), że to jedyna świątynia katolicka w Nepalu, jest
błędne. Pewien Nepalczyk mówi o kilku jeszcze kościołach katolickich, ale
wymienia nazwy miejscowości, których nie znam, więc i nie zapamiętuję ich.
Kościół św. Franciszka w Sucre |
Dziękuję Ci, że podzieliłaś się ze mną tymi wszystkimi informacjami z całego świata dotyczącymi tego pięknego święta. Bo nasza dzisiejsza niedziela była dziwna i smutna. Ale damy radę, jeszcze trochę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)))
I dziwna, i smutna... Ale to wszystko wzbogaca nasze doświadczenia. Miejmy nadzieję, ze przyszłoroczna Niedziela Palmowa będzie zupełnie inna. Pozdrawiam.
UsuńJak dobrze , że wędrując po blogach można oderwać się:): Jak dobrze...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam oderwać się od szarej, zawirusowanej rzeczywistości.Dziękuję i również pozdrawiam.
Usuń