Jeszcze
jeden obiekt w Panamie wzbudza moje zainteresowanie. Właśnie tutaj znajduje się
jedna z siedmiu istniejących na świecie świątyń bahaickich, to jak mam nie
odwiedzić domu modlitwy najmłodszej światowej religii?
Bahaizm, Bahá'í, to religia monoteistyczna, założona w Persji
w XIX wieku, zakładająca duchową spójność najważniejszych światowych religii.
Szacuje się, że religię tę wyznaje pięć do sześciu milionów ludzi w ponad 200
krajach.
Droga do świątyni jest bardzo długa. Najpierw
nikt nie wie, jak tam dojechać. Kiedy po drugiej przesiadce znajduję się
w końcu we właściwym autobusie, ten wlecze się niemiłosiernie. Opuszczam miasto.
Ulice, którymi jadę, coraz mniej mi się podobają. Ludzie na tych ulicach też,
chociaż z zasady nie mam uprzedzeń. Tyle że nawet siedząc w autobusie, czuję
się intruzem.
Kiedy wreszcie, po ponad godzinnej jeździe,
pan kierowca mówi, że powinnam już wysiąść, co zresztą i tak sama wiem, bo
właśnie dostrzegam przez okno autobusu kopułę świątyni, jedynym moim
pragnieniem jest przejść na drugą stronę ulicy i wsiąść do autobusu wracającego
do centrum.
Ale przecież… Skoro już tutaj jestem…
Wielkie białe „jajo” świątynnej kopuły, a
właściwie jej wierzchołek widoczny z miejsca, gdzie stoję, kusi.
Nie dalej niż sto pięćdziesiąt metrów od
przystanku otwarta na oścież brama u stóp niewielkiego wzgórza zaprasza do
środka. Aha, czyli wchodzę na teren zamknięty, czyli może nie jest tak
niebezpiecznie, jak się wydawało z okien autobusu. Czeka mnie mała wspinaczka,
ale co tam…
Nie przeszłam nawet pięćdziesięciu metrów,
gdy zatrzymuje się mijający mnie samochód. Prowadząca go kobieta zaprasza do
środka. Jest wyznawczynią bahaizmu, w niedzielne popołudnie postanowiła wstąpić
do świątyni, a przy okazji oszczędziła mi wysiłku zdobycia niewysokiego co
prawda, ale jednak, wzniesienia.
Oddany do użytku w 1972 roku budynek świątyni
został zbudowany na planie dziewięcioramiennej gwiazdy, do wnętrza prowadzi
dziewięć wejść. Na wyposażenie świątyni składają się tylko ławki dla wiernych i
pulpit, przy którym czyta się pisma objawione (m.in. Koran i Biblię).
Przykrywająca świątynię biała kopuła wsparta jest na podporach wykonanych z
czerwonego marmuru z Werony. Ich zdobienia, jak również fryz obiegający wnętrze
świątyni, nawiązują do przedkolumbijskich motywów architektonicznych.
I jeszcze ciekawostka. Jednym z dążeń
bahaitów jest unifikacja języka na całym świecie, a jednym z języków branym pod
uwagę w tych dążeniach był język esperanto, sztuczny język stworzony przez
urodzonego w Białymstoku Ludwika Zamenhofa.
Widok na miasto, na zatokę, z otaczających
świątynię ogrodów jest wspaniały. Niestety filmu w edukacyjnym centrum przy
świątyni nie oglądnę. Wideo właśnie odmówiło współpracy. Pan jest
niepocieszony, ja chyba nie tak bardzo – to, co wiem na temat bahaizmu, już mi
wystarczy, a do hotelu daleko…
Po zejściu ze wzgórza przystanek, z którego
mogę wrócić do centrum, znajduję nie dalej niż pięćdziesiąt metrów od bramy
głównej. Autobus, który podjeżdża pięć minut później, zawozi mnie wprost na
plac 5 Maja. Cała podróż trwa zaledwie piętnaście minut!
Czy naprawdę żaden z panów kierowców, których
przed eskapadą tutaj pytałam, jak dojechać, nie wiedział, że między placem 5
Maja a dzielnicą, w której byłam, kursuje wygodny, bezpośredni autobus jadący
krótszą trasą niż tą, którą się „tłukłam” półtorej godziny temu?
A skoro już o „tłuczeniu” się autobusami
mowa. Panamá City to rozległe miasto, ale nie wszędzie można dojechać
metrobusami. W dużo większym stopniu korzystam z chicken busów.
Chicken
bus to określenie wyeksploatowanego samochodu szkolnego ze Stanów
Zjednoczonych, który dostał swoje drugie życie w jednym z krajów Ameryki
Łacińskiej. Został pomalowany jaskrawymi kolorami i stał się autobusem miejskim
lub międzymiastowym. I został zaopatrzony w głośnik!
Kiedy podróżowałam po Meksyku, wydawało mi
się, że już nie można głośniej „puścić” muzyki w autobusie czy na przydrożnym
straganie. Jakże się myliłam. Można! Określenie „kilkakrotnie” nie byłoby
adekwatne. Mocą głośników jest atakowana każda komórka już nie słuchu, ale
całego ciała, a określenie, że nie słyszy się własnych myśli, to banał. Tego
nie da się opisać, to trzeba przeżyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz