Po kilku godzinach podróży z Kolumbii
ląduję na lotnisku w Panamie. Z klimatyzowanego brzucha samolotu zostaję
wypluta na rozgrzaną patelnię lotniska. Moja torba, brutalnie potraktowana
przez służby lotniskowe, ledwie wlecze się za mną na jedynym pozostałym przy
życiu kółku. „Kłody rzucane pod nogi” mają postać tymczasowych platform,
schodków i wydeptanych ścieżek rozkopanej, remontowanej drogi przed lotniskiem.
Czuję się jak półtora nieszczęścia, wyglądam pewnie jeszcze gorzej. Nawet nie
mam sił na marzenia – te o zimnym napoju, prysznicu, wygodnym (no, bez
przesady!) łóżku taniego hostelu…
Lobby
taksówkarzy „załatwiło sobie”, że w porcie lotniczym nie można kupić małego
plastikowego prostokąta – biletu sieci metrobusów, które łączą lotnisko z centrum.
Ale przekora to moja druga natura. Nie wezmę taksówki, wbrew wszystkiemu dojadę
do centrum metrobusem!
Pytam jednego z
oczekujących na przystanku mężczyzn, czy ten autobus, który właśnie podjeżdża,
zawiezie mnie na plac 5 Maja. Mam zamiar „układać” się z którymś z pasażerów co
do odpłatnego skorzystania z jego karty, ale zanim zdążyłam otworzyć usta,
jakiś człowiek chwyta moją okaleczoną torbę, wrzuca ją do autobusu, przykłada
swoją kartę do czytnika, co powoduje uruchomienie bramki wpuszczającą pasażerów
do wnętrza, i czym prędzej wysiada. Autobus rusza, a ja nawet nie zdążyłam
powiedzieć muchas gracias, nie mówiąc
już o zwrocie dwudziestu pięciu centów.
Moja wdzięczność
dla anonimowego Panamczyka, który poświęcił jeden przejazd, aby nieznana mu gringa zmaltretowana podróżą dostała się
do centrum Panamá City, nie ma granic.
Okolicom placu 5
Maja daleko do reprezentacyjności, jakiej należałoby się spodziewać po głównym
placu najważniejszej chyba – za sprawą strategicznego położenia i znaczenia Kanału
Panamskiego – metropolii Ameryki Środkowej. Daleko do reprezentacyjności, bo
właśnie tutaj usytuowano przystanki chyba wszystkich kursujących po Panamie
autobusów miejskich.
Z trudem
znajduję kawałek wolnej przestrzeni, aby stanąć i wyjąć notatki z adresami
tanich hoteli, których podobno kilka w pobliżu placu 5 Maja się znajduje, kiedy
mój wzrok pada na górujący nad placem hotel Stanford. Wygląda dobrze, może
nawet „za dobrze” jak na niskobudżetowego podróżnika. Dobry wygląd, to i
„dobra” cena.
A, co mi tam.
Zapytam.
Wchodzę, pytam.
Cena rzeczywiście trochę za wysoka jak na moje możliwości, ale… może by zapytać
o jakąś promocję.
Mają, dla
emerytów! Nie wierzę własnym uszom.
Ależ oczywiście,
jestem emerytką! Zniżka jest całkiem spora. Dziesięć dolarów za jedną noc! Bez
konieczności udokumentowania statusu emeryta dostaję klucz i chwilę potem
jestem w pokoju jednego z najlepszych hoteli, w jakich zdarzyło mi się
zatrzymać w trakcie moich podróży.
(…)
Panamá City to
jedyne miasto, jakie znam, które ma dwa Stare Miasta. Panamá la Vieja/Panamá Viejo
oraz Casco Viejo (znane także jako Casco Antiguo lub San Felipe). Obydwa wpisane na listę UNESCO.
15 sierpnia 1519
roku Hiszpanie założyli osadę w miejscu, w którym stoję. Przez sto pięćdziesiąt
lat była metropolią, w której krzyżowały się szlaki handlowe Nowego Świata.
Katedra, kilka kościołów, tysiące kolonialnych domów, setki magazynów z
towarami z całego świata. W 1671 roku pirat Morgan splądrował miasto. Pozostały
ruiny – Panamá Viejo (Stara
Panama). Pozostali przy życiu mieszkańcy nie odbudowali swojego grodu.
Postanowili osiedlić się na odległym o osiem kilometrów skalistym cypelku.
Dzisiaj to miejsce, ta dzielnica, nosi nazwę Casco Viejo (Stare Miasto).
Spacerując
ulicami Casco Viejo, mam wrażenie, że jestem na jednym wielkim placu budowy.
Ilość budynków już odnowionych ginie wśród tych zrujnowanych, tych otoczonych
przez budowlańców parkanami, za którymi trwa proces doprowadzania domów,
pałaców i kościołów do dawnej świetności.
Niektóre z
budowli, odpowiednio zabezpieczone, już na zawsze pozostaną ruiną. Świadkiem
historii. Jak chociażby klasztor i kościół dominikanów z unikalnym płaskim
łukiem. Ten właśnie
Most z czasów Panamá Viejo |
Uczeni nie są zgodni czy to kamień milowy czy naczynie ceremonialne |
Odnowiony już dom - Casco Viejo. |
I jeszcze jeden - po renowacji |
Katedra |
Kościół La Merced |
Kościół i klasztor jezuitów |
Kościół i klasztor jezuitów |
Pomnik Boliwara; w głębi kościół pw. św Franciszka |
Pałac Boliwara. Kiedyś klasztor franciszkanów,obecnie, po licznych odbudowach i przebudowach, Ministerstwo Spraw Zagranicznych |
Świetne opowiadanie, specjalnie teraz gdy w Panamie beda za 4 lata ŚDM . Przesylam pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPs prosze napisac wiecej o tym kraju.
Napiszę, napiszę... Za kilka dni. Na razie zapraszam do przeczytania dwóch wcześniejszych postów - linki na końcu tego wpisu. Pozdrawiam...
UsuńŚwietna podróż. Ta i poprzednie. Ja w tym roku byłam w Grecji ale znów mnie ciągnie gdzieś dalej. Chcę do Azji albo do Ameryki Południowej. Może się uda w przyszłym roku. Tylko nie mogę na tak długo, urlop.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wielu długich podróży.
A ja z ciekawością oglądałam Pani zdjęcia z Grecji przypominając sobie stare dobre czasy… I też bym chciała powtórzyć.
UsuńŻyczę zrealizowania planów. Pozdrawiam…