Za datę powstania
Erywania przyjmuje się rok 782 p.n.e., kiedy to władca Urartu Argiszti I na
wzgórzu Arin Berd wzniósł warownię Erebuni. Od tej nazwy uczeni wywodzą obecną
nazwę ormiańskiej stolicy. Rzym został założony dopiero w roku 753 p.n.e., jest
zatem o 31 lat młodszy od Erywania.
Twierdza Erebuni
miała chronić północne granice państwa. Została opuszczona w VI wieku p.n.e. i
na całe wieki słuch o niej zaginął. Odkryto ją dopiero pod koniec XIX wieku, a
systematyczne prace archeologiczne rozpoczęto w połowie XX wieku.
Odkopane spod
warstwy piachu ruiny Erebuni znajdują się w południowo-wschodniej części Erywania,
dość daleko od centrum. Dojeżdżam tam metrem i jeszcze kilka przystanków
autobusem. Witana jestem przez króla Argiszti I w rydwanie ciągniętym przez dwa
rozszalałe rumaki.
Znalezione w czasie
prac wykopaliskowych artefakty zgromadzono w muzeum otwartym w 1968 roku u stóp
wzgórza, na którym wyraźnie rysuje się trójkątne założenie twierdzy. Opasujące
miasto-twierdzę mury zostały odsłonięte, a pewnie i częściowo zrekonstruowane,
do wysokości kilku, miejscami kilkunastu metrów. Wzniesiono je, podobnie jak budowle
wewnątrz murów, z bloków czerwono-rudego i szarego tufu, niektóre partie z
drewna i gliny. Tablice edukacyjne pomagają wyobraźni zidentyfikować, gdzie był
pałac, gdzie sala kolumnowa, gdzie jej przedpokój. Wskazują usytuowanie
świątyń, wież i centralnego placu. Podpowiadają, gdzie był garnizon, a chwilę
potem gdzie mieszkała służba. Zwracają uwagę na resztki systemu
wodno-kanalizacyjnego i gliniane pojemniki na ziarno czy oliwę wpuszczane w
ziemię w magazynach i piwnicach tego starożytnego miasta. Odpowiadają na
pytanie, dlaczego ten zwężający się korytarz skręca pod kątem prostym – bo dzięki
takiej konstrukcji stanowił pułapkę dla ewentualnego najeźdźcy.
W niektórych
partiach murów wbudowano bloki skalne – zapewne repliki – z inskrypcjami w
piśmie klinowym. Wiele takich kamieni z opisami różnych wydarzeń znaleziono w
czasie prac archeologicznych (kilka z nich oglądałam w muzeum), dzięki temu można
było dość dobrze odtworzyć historię rezydencji urartyjskiego króla.
Wracam do
centrum. Na placu przed stacją metra (i stacją kolejową) stoi pomnik Dawida z
Sasunu, bohatera staroormiańskiego eposu narodowego. Dzieje Sasunu, krainy w zachodniej
części Armenii, oraz młodzieńca, który broni swojego kraju, na pewno zasługują na
uwagę. Dla mnie jednak ciekawsze jest to, że składający się z czterech części
epos do połowy XIX wieku przekazywany był ustnie. Dopiero na przełomie wieków
XIX i XX przekazy ludowe, w piętnastu dialektach zresztą, zostały spisane. Tradycja
recytacji tego eposu pozostała, co więcej – została wpisana na Listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego
UNESCO – nie sam epos, ale właśnie tradycja jego recytacji.
Tak mało znana jest historia Armenii, tego najstarszego chrześcijańskiego państwa na świecie. Tak stara kultura i tak niewiele o niej wiem. A o Rzymie uczą nas wszystkie podręczniki do historii. To niesprawiedliwe. Dzięki za tę dawkę ciekawych wiadomości!
OdpowiedzUsuń