Bardziej intrygujący
byłby tytuł: „podróże Gwiazdą Betlejemską
pisane” – bo to i Biblia, i dwadzieścia wieków tradycji – ale ten wpis bardziej
przyziemnych skojarzeń dotyczy.
Gdy wpisze się do
najpopularniejszej przeglądarki internetowej „Gwiazda Betlejemska”, jako
pierwszy pokaże się artykuł o „jasnym obiekcie astronomicznym, który według
Biblii doprowadziła Mędrców ze Wschodu do miejsca narodzin Jezusa Chrystusa w
Betlejem”. Faktem jednak jest, że wyobraźnia wielu, którzy usłyszą nazwę „Gwiazda
Betlejemska”, powędruje w kierunku roślin o pięknych, zwykle czerwonych „kwiatach”
dekorujących w grudniu wszystko co możliwe – witryny sklepowe, mieszkania,
kościoły czy szopki bożonarodzeniowe. Nie można bowiem zaprzeczyć, że Gwiazda –
zarówno ta biblijna jak i ta roślinna – jest symbolem Bożego Narodzenia.
„Gwiazdy”, które
świadczą o urodzie rośliny, to tzw. przysadki (podsadki), szczytowe liście okalające
niepozorny biały lub żółty kwiat, przyjmujące barwę, najczęściej czerwoną, rzadziej białą,
różową lub żółtokremową.
Gwiazda betlejemska
to popularna nazwa poinsecji, zwanej też wilczomleczem nadobnym, a po
łacinie to Euphorbia pulcherrima. Nazwa poinsecja nadobna pochodzi od
nazwiska amerykańskiego dyplomaty i botanika-amatora, Joela Robertsa Poinsetta
(zmarł w 1851 roku), który w 1828 roku znalazł ten gatunek wilczomlecza w
pobliżu Taxco de Alarcón (Mexyk) i przywiózł do Stanów Zjednoczonych. Dzień 12
grudnia (rocznica jego śmierci), jest w Stanach Zjednoczonych uznany za
Narodowy Dzień Poinsecji.
Gatunek ten pierwotnie
występuje w pasie nabrzeżnym wzdłuż wybrzeża Pacyfiku (w Meksyku i Gwatemali)
Jednak już do XVI wieku został rozprzestrzeniony przez człowieka, również przez
Azteków. W naturze poinsecja występuje w formie krzewu (lub niskiego drzewa) o wysokości
od 1-3 metrów. Poinsecja zwana jest też rośliną krótkich dni, gdyż zakwita tylko
w porze roku o najkrótszych dniach.
Obecnie poinsecja
jest uprawiana jako roślina ozdobna (osiąga wysokość do 50 centymetrów), a ja
po raz pierwszy zobaczyłam krzewy poinsecji w Australii (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2014/10/w-poszukiwaniu-aborygenskich-rytow.html)
i – o ironio – nie pamiętam, żebym widziała je w kraju, z którego pochodzi,
czyli w Meksyku. Może dlatego, że Meksyk zwiedzałam we wrześniu/październiku, a
w Australii byłam w czerwcu, kiedy tam, na
półkuli południowej, są najkrótsze dni w roku. Wiele krzewów poinsecji widziałam w Kolumbii, w sanktuarium Ecce Homo, w okolicy miejscowości Villa de Leyva.
Zobacz też:
https://photos.app.goo.gl/1bYcxFkNBtpuDCyJ7 (ketmia/hibiskus/chińska róża)
Ciekawe. Nie miałam pojęcia, że ta roślina w naturze może osiągnąć 3 m.
OdpowiedzUsuńJa też dopóki nie zobaczyłam tych w Australii. Żałuję, że nie mam zdjęcia tych "krzaczorów" w całej okazałości, a tylko fragmenty.
UsuńNiesamowicie wyglądają w naturze! Też nie wiedziałam, że te u nas to miniaturki:)))
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że je pokazałam i o nich napisałam.
Usuń