niedziela, 1 października 2017

Byłam w Albanii...


Po raz kolejny, opisując podróż którą odbyłam kilka miesięcy temu, przedłużyłam sobie pobyt w kraju, który odwiedziłam. Tym razem była to Albania. 
Dlaczego pojechałam właśnie do Albanii?
Pamiętam widokówkę z Tirany, która była w moim rodzinnym domu, gdy byłam dzieckiem. Nie wiem, skąd się wzięła ani co się z nią stało. Pamiętam tylko przedstawioną na niej ulicę miasta z niewysokimi domami. W kolorze sepii… Nic o tym mieście nie wiedziałam, ale bardzo chciałam je wtedy odwiedzić.

W tamtych czasach jeździło się jednak do Bułgarii, Rumunii i Jugosławii. Pogłębiająca się międzynarodowa izolacja Albanii, wynikająca z polityki i rządów Envera Hodży, nie sprzyjała kontaktom turystycznym. Dopiero pod koniec XX wieku zaczęli ten kraj odkrywać dla siebie podróżnicy i turyści – o czym wspomniałam we wpisie sprzed trzech tygodni: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/09/zanim-powstanie-emerytka-w-albanii.html

 



A oto zakończenie eEmerytki w Albanii:

(...) Wieczorem, przygotowując się już do powrotu do domu, przebiegam w myślach ostatnie dni. W żadnym innym kraju nie spotkałam tylu Polaków. Prawie w każdym mieście. Co więcej, z wyjątkiem grupy wycieczkowej, którą spotkałam dzisiaj na Dajtit, byli to rodacy podróżujący na własną rękę. Szczególnie dużo osób wykorzystywało długi majowy weekend. Ci, którzy nie mieli zbyt dużo czasu, koncentrowali się na wizycie w Gjirokastrze i Beracie, ewentualnie jeszcze zaglądali do Apollonii i Durrës.

Albania, mimo że tak wielu Polaków ją odwiedza, cieszy się opinią kraju pozostającego daleko w tyle za innymi krajami europejskimi pod względem możliwości podróżowania na własną rękę. Niesłusznie. Nie miałam większych problemów z podróżowaniem po tym kraju. Sporo osób mówi w języku angielskim, chociaż popularniejszy jest język włoski. Znalezienie niskobudżetowego hotelu czy hostelu też nie było trudne. Wszystkie, w których się zatrzymałam, były czyste, zadbane, niektóre z bardzo przyzwoitym śniadaniem. 


Najwięcej mają Albańczycy do zrobienia w zakresie informacji turystycznej. Jakkolwiek prawie w każdym większym mieście punkt takiej informacji istnieje, czasem nawet nosząc wyszukane nazwy, jak „dom turystyki” w Beracie, to są one mało przydatne. 
Albo są zamknięte, mimo zaglądania do nich o różnych porach, albo zajmują się głównie sprzedażą tandetnych souvenirów, zza których sterty nawet nie widać sprzedającego czy też „informatora”. Wszystko jednak wskazuje, że Albańczycy są otwarci na przybywających do tego kraju, również na Polaków coraz częściej wybierających Albanię na cel swojej podróży.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przewoźnicy wyjdą naprzeciw potrzebom i uruchomią wygodniejsze połączenia z tym nie tak odległym od Polski krajem, do którego niejednokrotnie jedzie się tak długo, jak na inny kontynent.

Kiedy opublikowałam na blogu kilka zdjęć z Albanii, pojawił się komentarz autorstwa pani Ewy Piekarskiej: „Tak, to ciekawy kraj, niedoceniany i trochę lekceważony. Ale dobrze, że turystyka się rozwija i udostępniane są zabytkowe, historyczne miejsca”.

Jak najbardziej podzielam tę opinię. Przecież również dlatego ten kraj odwiedziłam.



 
























1 komentarz:

  1. Byłam tu w maju i jestem tym krajem oraz ludźmi zauroczona. Brak komercji i nachalności to dla mnie wielki atut. A podróżowałam czarterem do Korfu, a do Sarandy płynęliśmy promem.

    OdpowiedzUsuń