Przybliżając położenie tego miejsca: około 70 kilometrów na południe od miasta Datong, w prowincji Shanxi; około 360 kilometrów na zachód od Pekinu.
Li Bai (701–762), uważany za jednego z dwóch największych poetów w dziejach literatury chińskiej określił widok świątyni jako „spektakularny” a Xu Xiake (1587–1641), geograf, odkrywca, podróżnik i pisarz, autor dzienników ze swoich podróży, opisał Wiszący Klasztor jako „niesamowitą konstrukcję/strukturę”
Konstrukcja budowli jest rzeczywiście niecodzienna. Pawilony spoczywają na dębowych belkach wbitych w otwory wykute poziomo w klifie. Te poziome belki są dodatkowo wzmocnione 27 pionowymi podporami, wpuszczonymi w otwory wykute w skalnym zboczu. Cała struktura, obejmująca czterdzieści pawilonów (lub „ponad czterdzieści”), wznosi się ukosem na wysokości 50-70 metrów nad dnem kotliny. Obliczono, że powierzchnia tych pawilonów wynosi 152,5 m², a powierzchnia żadnego z nich nie przekracza 36 m².
Bardziej szczegółowe opisy dzielą kompleks na dwie (część północna i część południowa) lub trzy części (część północna, część południowa i świątynia buddyjska) i szczegółowo opisują poszczególne świątynie, pawilony wyróżniając Pawilon Trzech Religii, w którym znajdują się obok siebie posągi Konfucjusza, Buddy Siakjamuniego i Laoziego, przedstawicieli trzech wspomnianych systemów filozoficzno-religijnych.
Zresztą i tak gros wnętrz można oglądnąć tylko przez okienka, bądź przez otwarte ale zagrodzone taśmą drzwi; przy wielu otworach okiennych wisi naklejka zakazująca robienia zdjęć. Również niektóre przejścia zewnętrzne są wyłączone z użytku (nie wiem czy tylko w czasie mojego pobytu czy w ogóle).
Teraz z perspektywy upływu czasu, myślę sobie, że mimo tych ograniczeń, mimo tłumów ludzi, to unikalne miejsce zapisało się zupełnie dobrze w mojej pamięci. I muszę się zgodzić z jednym z napisów wyrytych na klifie: „Ludzie są bardziej kreatywni niż natura”.
Wiszący Klasztor to była „zaległość” z mojej
pierwszej wizyty w Chinach w 2016 roku (https://emerytkawpodrozy.blogspot.com/p/chiny.html).
Wtedy nie udało mi się dojechać do Datongu, i tym samym do Wiszącego Klasztoru, zwróconego „frontem” do świętej góry taoistów Heng Shan. Tym razem zabrakło czasu, żeby wejść na jej szczyt. Pewnym „pocieszeniem” jest fakt, że w czasie tej poprzedniej podróży dwie inne święte góry taoistów – Tai Shan i Song Shan – zobaczyłam, i wspięłam się na nie (no, częściowo wjechałam kolejką linową!). Więc może kiedyś i tę „zaległość” nadrobię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz