poniedziałek, 1 lipca 2019

Na psa urok...



Najwdzięczniejszymi chyba obiektami do fotografowania są kwiaty, koty i psy. I kwiaty, i koty, i psy prawie codziennie spotykam w czasie każdej podróży.

Kotom poświęciłam już trzy oddzielne wpisy, kwiatom też, dzisiaj, z okazji Dnia Psa parę słów o spotkaniach z pieskami w czasie moich podróży. Tymi żywymi i tymi odlanymi w metalu.

Dzień Psa jest stosunkowo młodym świętem. Został ustanowiony w 2007 roku z inicjatywy czasopisma „Przyjaciel Psa”. Obchodzony jest 1 lipca – bo dobrze jest, na progu sezonu urlopowego, gdy wielu czworonożnych przyjaciół człowieka traci swoje domy, przypomnieć ich opiekunom o odpowiedzialności za zwierzę, którym się opiekują.

Pierwszy pomnik psa widziałam przed laty w Edynburgu. W ten sposób upamiętniono  Bobbiego (1856–1872), który czuwał 14 lat przy grobie swojego właściciela. Obecny pomnik jest kopią pomnika dziewiętnastowiecznego.
Sorry za jakość zdjęcia (zrobionego z odbitki papierowej) – w Edynburgu byłam na początku lat 90. XX wieku i cyfrówki jeszcze nie miałam.

Pomnik Reksia, bohatera polskiego serialu animowanego produkowanego w latach 1967–1990, znajduje się w Bielsku-Białej, tam gdzie realizowano produkcję serialu. Pierwowzorem Reksia była suczka twórcy serialu Lechosława Marszałka. Pomnik autorstwa Jerzego Miklera postawiono w 2009 roku.



W czasie podróży po Nowej Zelandii, zatrzymałam się nad jeziorem Tekapo. Na jego brzegu postawiono pomnik psa pasterskiego rasy Border Collie, bowiem „…bez jego pomocy wypas owiec byłby niemożliwy”.

Kilka dni później miałam okazję zobaczyć te psy „w akcji” – pomagające ludziom przegonić stado byków (na Wyspie Północnej). Oto fragment eEmerytki w Nowej Zelandii:

 
Idzie sobie stado byków. Jakieś pięćdziesiąt sztuk, lekko licząc. Za stadem jeden tylko człowiek w pojeździe będącym „skrzyżowaniem” minitraktora, meleksa i quada ciągnącym sporych rozmiarów klatkę. Pustą, bo jej lokatorzy właśnie pracują. Border collie, pasterskie psy rodem z pogranicza Anglii i Szkocji, bo o nich mowa, starają się teraz utrzymać w ryzach całe to stado byków. A niech no tylko któreś byczysko próbuje zrobić „skok w bok”! Pieski natychmiast go obskakują, zaganiając do stada, skutecznie przy tym unikając kopnięć przeganianych nieszczęśników. Pasjonujące widowisko. Ponad półgodzinne.

O nadzwyczajnych zdolnościach Border Collie już wcześniej słyszałam, nie marzyłam nawet, że będzie mi dane zobaczyć je w akcji, w końcu niewielkie miałam szanse znaleźć się na nowozelandzkiej farmie.

Nie wiem, niestety, jaka historia wiąże się z pomnikiem trzech piesków na jednej z ulic Christchurch (Nowa Zelandia).


O pomniku suczki Chirori i jej dzieci, który widziałam w Tokio, pisałam w eEmerytce w Japonii:

Zupełnie niedaleko teatru Kabuki zaczyna się „inna bajka” – nowoczesność – podążając za przytoczonym wyżej sloganem. Ale zanim zacznę swoje spotkanie z nowoczesnością Ginzy, postanawiam chwilę odpocząć. Przysiadam, w otoczeniu wszechobecnych onętek, na skwerku niedaleko teatru. W centralnej części pomnik psa z pięcioma szczeniakami. Pomnik poświęcono legendarnej Chirori, którą na początku lat dziewięćdziesiątych znaleziono porzuconą wraz z jej potomstwem. Wyszkolono ją na pierwszego w Japonii psa-terapeutę. Do swojej śmierci w 2006 roku odwiedzała szpitale, pomagając chorym w rekonwalescencji. Zapoczątkowała cały program szkolenia psów wspomagających terapię chorych i niepełnosprawnych i doczekała się pomnika. 



Fernando był psem włóczęgą w argentyńskim mieście Resistencja (Argentyna). Pojawił się nie wiadomo skąd w 1951 roku. Znany był z tego, że miał wspaniałe muzyczne ucho i nie przegapił żadnej imprezy, w czasie której grała muzyka. Siadywał obok orkiestry lub solistów i machał ogonem z aprobatą, a gdy usłyszał jakąś fałszywą nutę, zaczynał warczeć, wyć, a nawet odchodził. Organizatorzy koncertów poczytywali sobie za honor obecność psa w czasie występu.  

Powtarzana jest historia, że ten muzykalny pies nie zawahał się nawet skrytykować występu znanego polskiego pianisty, który występował w najważniejszym teatrze w Resistencji w 1958 (lub 1959) roku. W czasie, gdy wykonywał sonatę Beethovena, Fernando wstał z postawionymi uszami i warknął, potem powtórzyło się to jeszcze raz. Po zakończonym występie, muzyk wstał i przyznał „Ma rację, dwa razy się pomyliłem” po czym zagrał ten utwór jeszcze raz.

Pewnego razu, chroniąc się przed silnym deszczem pies wszedł do jednego z barów i położył się u stóp wędrownego śpiewaka bolera, Fernando Ortiza. Po tym spotkaniu Ortiz zdecydował się zostać w mieście i stał się oficjalnym właścicielem psa, przenosząc też na niego swoje imię.
Po śmierci swojego przybranego pana Fernando uczynił domem całe miasto, był kochany przez wszystkich mieszkańców. „Stołował się” codziennie w tych samych barach, bywał na drzemkach w ustalonych miejscach.

Odszedł z tego świata 28 maja 1963 roku a w jego pogrzebie uczestniczyło tysiące mieszkańców miasta. Jego losy stały się kanwą książki, sztuki teatralnej dla dzieci i kilku piosenek. A w Resistencji postawiono mu dwa pomniki, jeden na grobie, drugi na centralnym placu miasta. Widziałam tylko ten ostatni autorstwa Victora Marchesesa. 


Żeby zobaczyć pomnik psa Dżoka nie usiałam daleko jechać. Właściciel Dżoka zmarł na zawał serca w pobliżu Ronda Grunwaldzkiego w Krakowie w 1990 roku. Dokarmiany przez okolicznych mieszkańców, czekał na swojego pana. Dopiero po roku pozwolił się przygarnąć nowej właścicielce.

Pomnik autorstwa Bronisława Chromego postawiono na bulwarze Czerwieńskim w pobliżu Wawelu w 2001 roku.




Nie udało mi się znaleźć pomnika piesków rasy chihuahua w meksykańskiej miejscowości Chihuahua – podobno taki jest, ale nikt z miejscowych nie umiał mi powiedzieć gdzie dokładnie.
Nazwa tej rasy, potomków nieco większych psów żyjących na dworach azteckich, pochodzi właśnie od nazwy miasta (i stanu) w Meksyku. Nazwy starszej aniżeli czasy konkwisty. Współczesne miasto zostało założone  w roku 1709, przejmując nazwę wcześniejszej osady w tym miejscu. Różne są tłumaczenia nazwy chihuahua – „między dwiema wodami”, „miejsce dziurawej skały” lub „suche i piaszczyste miejsce” – w zależności od języka i dialektu.
A ponieważ pomnika piesków nie mam, to w zastępstwie kilka innych pomników, których w mieście nie brakuje.



Ławka w Chińskim Ogrodzie w Singapurze w części poświęconej chińskiemu Zodiakowi. Pies jest jednym ze znaków tego Zodiaku. Ostatnim Rokiem Psa był rok 2018.   


Piesków, których fotogeniczności nie mogłam się oprzeć, nie zliczę. Śpiących – samotnie i grupowo. Udających, że śpią ale obserwujących bacznie nie tylko mnie. Dorosłych i szczeniaków. Zadbanych i takich, którym zabrakło przyjaciela i opiekuna. Widziałam psy na ulicach, w górach i na plażach. Czasem w hotelach.

Na szczęście dla mnie spotykałam tylko tych przyjaźnie nastawionych do obcych im ludzi.

















2 komentarze:

  1. Rewelacyjny wpis, z tym najlepszym przyjacielem człowieka w roli głównej. Zasługują na swoje święto! Ja mam szesnastoletniego owczarka niemieckiego, który ma już swoje starcze dolegliwości, więc te upały dla niego są straszne. Powoli przygotowuję się na jego odejście... Pamiętam, jak ryczałam na filmie o Hachiko. Piękne zdjęcia! Wielkie dzięki, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Bardzo lubię przygotowywać takie „przeglądowe” wpisy, bo to doskonała powtórka podróży. W tym poście „przemyciłam” też prawie prywatnego pieska – Ciapek, biegający już po niebieskich pastwiskach, był psem mojej siostry.

      Usuń