środa, 26 sierpnia 2015

Tajlandia - Bangkok


Tajlandia jest najbardziej kolorowym krajem, jaki dotychczas widziałam. Głównie za sprawą niezliczonych buddyjskich świątyń – nawet sami Tajowie określają ich liczbę jako „około” 32 tysiące. W samym Bangkoku świątyń jest ponad 400.

Wszystkie bajecznie wielobarwne, wręcz kapiące złotem, zdobione marmurami, płaskorzeźbami, malowidłami, mozaikami, lusterkami, ceramiką i czymkolwiek jeszcze można sobie wyobrazić. Pomysłowość artystów zdaje się nie mieć końca. Najbardziej ozdobne są chyba wejścia do świątyń, obowiązkowo dekorowane postaciami węży Naga, które najczęściej wyłaniają się z paszczy potwora morskiego Makara, oraz dachy, na których podziwiać można stylizowane postaci Garudy – mitycznego człowieka-ptaka. Te i inne elementy wywodzące się z kultury hinduistycznej zostały przez wieki zaadaptowane przez religię i kulturę buddyjską.










No i oczywiście wizerunki Buddy. Różnorodność przedstawień Buddy jest porażająca.
Budda siedzący (medytuje albo naucza), stojący (błogosławi), idący (powraca z ziemi do nieba), leżący (doznaje oświecenia). Z rękami ułożonymi w geście mudry, jednej z wielu.
Budda szmaragdowy (to ten najsławniejszy, w świątyni za murami pałacu królewskiego w Bangkoku), Budda kryształowy, Budda kamienny, Budda z ceramiki, Budda pokryty złotem, Budda ubrany w szatę mnicha – z materiału, z którego wykonano posąg, lub narzuconą na posąg, taką z prawdziwej tkaniny.
Budda niewielkich rozmiarów i Budda ogromny, ot chociażby ten leżący w świątyni Wat Po w Bangkoku, mierzący 46 metrów długości i 15 metrów wysokości, lub ten leżący pod gołym niebem w ruinach świątyni Lokaya Sutharam w Ayutthaja, długości 42 metrów i wysokości 8 metrów.
I nawet kiedy zamykam oczy, nadal szeregi Buddów widzę.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz