wtorek, 28 czerwca 2022

César Manrique i Lanzarote. Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania


César Manrique Cabrera
(19191992) urodził się w Arrecife, stolicy Lanzarote. Na wyspie, która – ze swoimi powulkanicznymi i rustykalnymi krajobrazami – miała znamienny wpływ na jego życie i twórczość. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Madrycie gdzie pozostał dwadzieścia lat. W 1964 roku pojechał do Nowym Jorku, z powodzeniem wystawiając swoje prace, również w prestiżowym Muzeum Guggenheima. Formalnego wykształcenia w zakresie architektury nie miał, ale w wielu notkach biograficznych określany jest również jako architekt. 
 

W 1968 roku powrócił na Lanzarote angażując się w działania kształtujące wygląd wyspy. Między innymi, dążąc do zachowania tradycyjnej architektury, i mając dobre kontakty z przedstawicielami administracji wyspy, przyczynił się do ustanowienie reguł dotyczących wysokości i kolorystyki budynków. Wysokość budynków nie powinna przekraczać wysokości dorosłej palmy (trzy kondygnacje), białe mają być elewacje domów, kolorowe drzwi, okna/okiennice i ogrodzenia – niebieskie w wioskach rybackich, zielone na terenach rolniczych. Wybudowany w stolicy, czasie jego pobytu w Nowym Jorku, wielopiętrowy wieżowiec nazwał „zbrodnią przeciw duchowi wyspy”. Wieżowiec spłonął w 1995 roku, już po jego śmierci, ale został odbudowany i nadal dominuje nad Arrecife. Jeszcze za jego życia czyniono jednak wyjątki, zabudowując kurorty niekoniecznie niskimi hotelami. A ja, podróżując po wyspie widziałam również pewne odstępstwa od zalecanej kolorystyki – kremowe fasady, brązowe okiennice i płoty.
 


Artysta propagował konieczność współistnienia natury i sztuki. Był doskonały w koncypowaniu zagospodarowania tego co stworzyła natura, a ściślej mówiąc wybuchy wulkanów, dla potrzeb ludzi. 
Najlepszym przykładem jest jego dom w Taro de Tahiche, obecnie siedziba wspomnianej fundacji jego imienia, usytuowany w języku zastygłej lawy. Przy jego projektowaniu Manrique wykorzystał powstałe w stygnącej lawie „bańki” wulkaniczne tworząc w nich salony, niekiedy łączące różne kondygnacje. Dzięki temu wierzchołek drzewa rosnącego w pomieszczeniu na najniższym poziomie mogę oglądać w pokoju dwa pietra wyżej, od którego zaczynam zwiedzanie tej oryginalnej budowli. A widoki z okien – okien zajmujących spore części ścian – przypominają kadry filmu. Takie, które zostają w pamięci na długo.  
 

 

















 

 

 

 

 

 

 





 

Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu ruchomych rzeźb, z elementami poruszanymi przez wiatr, przez samego Manrique nazywanych juguetes del viento (zabawki wiatrowe; http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2022/06/monsun-pasat-mistral-halny-hamsim-zefir.html) zdobiących nie tylko siedzibę fundacji ale również wiele rond, które mijałam podróżując po wyspie.   

 
 
W 1982 roku z grupą przyjaciół utworzył fundację, której celem była promocja kultury, sztuki i środowiska naturalnego. Oficjalna inauguracja tej fundacji odbyła się dziesięć lat później, w marcu 1992 roku, kilka miesięcy przed wypadkiem samochodowym w którym zginął (mimo półtoragodzinnej reanimacji zmarł nie odzyskawszy świadomości; wrzesień 1992).
 

W 1986 roku, w poszukiwaniu nowych inspiracji i spokoju, mając w perspektywie przekazanie siedziby w Taro de Tahiche tylko dla celów fundacji (teraz Fundacja im. Césara Manrique), nabył zrujnowaną farmę w miejscowości Haría, w północnej części wyspy adaptując ja do swoich potrzeb, zachowując jednak elementy tradycyjnej architektury i wyposażenia. Bielone ściany, drewniany ganek, bazaltowe podłogi, w kuchni i na ścianach (jako dekoracja) utensylia stosowane przez rybaków i farmerów. Zamieszkał tam w 1988 roku.
 




 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
W 1992 roku Manrique postanowił zmodernizować nieco północną stronę domu powiększając miejsce przeznaczone do odpoczynku przez połączenie basenu z sypialnią, zaaranżować nowe pergole i nowe sypialnie dla gości. Tego projektu już nie ukończył. 
 
Wizytę w tym miejscu kończę w pracowni artysty w innym budynku po przeciwnej od domu stronie sadu. Tutaj nic nie zmieniono, pozostawiono ją w takim stanie, w jakim była w dniu jego śmierci.  
 
Ten post jest kontunuacją wpisu: 
 
 





 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

środa, 22 czerwca 2022

W świecie wulkanów, lawy i księżycowych krajobrazów. Wyspy Kanaryjskie, Lanzarote. Hiszpania


Wyspy Szczęśliwe to w mitologii greckiej część Hadesu, w której zaznawali wieczystego spokoju ci, którzy na to zasłużyli. Na przestrzeni wieków różnie interpretowano ich położenie, scalając mitologię z geografią znanego w starożytności świata, zgadzając się jednak co do jednego – leżą gdzieś na Atlantyku, za słupami Heraklesa. Flawiusz Filostrat (II/III wiek), grecki sofista, jako pierwszy odniósł tę nazwę do wysp określanych Makaronezja[1], w skład których wchodzi archipelag Wysp Kanaryjskich. Swoje spotkanie z Wyspami Szczęśliwymi, a ściślej mówiąc z Wyspami Kanaryjskimi, zaczynam od Lanzarote.
 

Lanzarote, podobnie jak wszystkie wyspy archipelagu Makaronezji, jest pochodzenia wulkanicznego a jej geologiczny wiek ocenia się na dziesięć-dwadzieścia milionów lat. Dla Europejczyków odkrył ją w 1312 roku genueński żeglarz i kupiec Lancelotto Malocello (12701336; od jego imienia pochodzi nazwa wyspy[2]. Zanim jednak Malocello, w czasie rejsu u wybrzeży Afryki, przybił do jej brzegu, Lanzarote była już zamieszkana w wyniku dwóch wielkich fal migracji z Afryki – pierwszej w 3000 roku p.n.e., drugiej w okresie 500-200 p.n.e. „Po drodze”,  około 1100 roku p.n.e. odwiedzili wyspę Fenicjanie, prawdopodobnie w celach handlowych.


Lancelotto Malocello pozostał na wyspie dwadzieścia lat handlując z jej mieszkańcami. Wyglądała ona jednak zupełnie inaczej aniżeli teraz. Obecną topografię zawdzięcza Lanzarote serii erupcji w latach 1730–1736. Prastare wulkany obudziły się w okolicy wioski Timanfaya w południowo zachodniej części wyspy. Z dziesiątek, lub nawet setek kraterów najpierw buchnęły płomienie, potem zaczęły wypływać rzeki lawy, która pokryła prawie jedną trzecią wyspy, również żyzne pola uważane za spichlerz Lanzarote. Czarny, wulkaniczny dym dusił ludzi i zwierzęta. Kilkanaście wsi przestało istnieć. Ostatni wybuch odnotowano w 1824 roku.
 
 
W 1974 roku objęto parkiem narodowym powierzchnię 51 kilometrów kwadratowych zalaną trzy wieki temu lawą, a siedmiokilometrowy spacer do Parku Narodowego Timanfaya drogą przecinającą pole zastygłej w fantazyjne kształty lawy to niezapomniane doświadczenie „turystyki pieszej”. Jeszcze dziś magmowe skały na głębokości kilku centymetrów pod powierzchnią mają temperaturę do 100°C, na głębokości dziesięciu metrów nawet do 600°C. Dlatego odwiedzający park narodowy chętnie oglądają pokazy niemal natychmiastowego zapalenia się suchych gałęzi wrzuconych do przygotowanego wcześniej zagłębienia w ziemi,  wybuchu – w formie gejzeru – momentalnie zagotowanej wody wlanej do rur wpuszczonych w szczeliny między zwałami powulkanicznych kamieni czy pieczenia kurczaka na ruszcie ogrzewanym ciepłem wulkanicznym.  
 


Nie można po centralnej części PN Timanfaya – Górach Ognia (Montañas del Fuego) – spacerować. Tę część parku zwiedza się autokarem (opłata w cenie biletu do PN) robiącym półgodzinne rundki „drogą wulkanów” (Ruta de los Volcanes). Nie można z niego wysiadać. Z głośnika płyną informacje o tym co widać za oknami lub muzyka potęgująca nastrój chwili. Od czasu do czasu kierowca zatrzymuje się, żeby można było nasycić wzrok księżycowymi, a może piekielnymi obrazami i próbować uwiecznić to co się widzi na stosownym nośniku. „Piekielnymi” – nie bez powodu. Symbolem parku jest zaprojektowana przez Césara Manrique diabełek, a restauracja (projekt tego samego artysty) na Wzgórzu Hilarego – początek i koniec Ruta de los Volcanes – nosi nazwę „El Diablo”.
 

 
Hilary to mnich, który żył tutaj przed wiekami prawie pięćdziesiąt lat. Towarzyszył mu dromader, a cień dawało drzewo figowe, które nigdy nie wydało owoców.
 
César Manrique (1919–1992) to malarz i rzeźbiarz, ale też działacz ekologiczny, pochodzący z Arrecife, największego miasta Lanzarote. I gdyby nie César Manrique, Lanzarote wyglądałoby zupełnie inaczej. O czym w kilku kolejnych postach.


[1] Makaronezja (z gr. Μακάροι Νήσοι, Makároi Nēsoi, Wyspy Szczęśliwe, lub Μακάρων Νήσοι, Makárōn Nēsoi, Wyspy Szczęśliwych) –  wulkaniczne wyspy na północno-wschodnim Atlantyku przy wybrzeżach Europy i Afryki, w tym cztery duże archipelagi: Wyspy Kanaryjskie, Wyspy Zielonego Przylądka, Azory, Archipelag Madera

[2] Według innej wersji nazwa wyspy pochodzi od słów lanza rotta (wł. „złamać dzidy”), których użył  Jean de Béthencourt, piętnastowieczny kolonizator wyspy, na widok tubylców, chcąc pokazać, że nie ma wobec nich złych zamiarów