W centrum miasta chluba stolicy: meczet
sułtana Omara Ali Saifuddiena, nazwany tak imieniem ojca obecnie panującego sułtana,
aby oddać mu cześć. Wybudowany w 1958 roku na niewielkim półwyspie, otoczony laguną,
na której falach unosi się replika XVI-wiecznej łodzi królewskiej, oślepia
bielą marmurów i złotymi kopułami w dzień, a światłami iluminacji w nocy.
Jeszcze większy przepych i bogactwo widać w
drugim z meczetów, w sąsiedniej miejscowości (administracyjnie rzecz biorąc – w
rzeczywistości to część aglomeracji stolicy), wzniesionym w 1994 roku dla
uczczenia 25-lecia panowania obecnego sułtana i nazwanym jego imieniem. Cztery
minarety i 25 złotych kopuł. Kolorowe, zielono-żółto-granatowe, ceramiczne
zdobienia z zewnątrz, marmury i kryształy wewnątrz, a wszystko to w otoczeniu
przepięknych ogrodów z licznymi fontannami.
Podejmowano wprawdzie wysiłki, żeby
mieszkających tu ludzi przenieść do domów na lądzie – w końcu nie wypada, żeby
mieszkańcy tak bogatego kraju mieszkali niczym w slumsach – ale wysiłki władz
spełzły na niczym. Zatem w latach 2007-2009 wioski poddano generalnej renowacji.
Na froncie, naprzeciwko centrum miasta, postawiono budynek z muzeum obrazującym
dzieje osady i ludzi tu zamieszkujących, zainstalowano iluminację świetlną,
tworząc z Wodnego Miasta atrakcję turystyczną. Nawet biuro informacji turystycznej
nie znajduje się na lądzie, lecz tylko w Wodnym Mieście, właśnie w tym budynku
mieszczącym muzeum.
Obecnie Kampung Ayer zamieszkuje ok. 30
tysięcy ludzi – co dziesiąty mieszkaniec BSB… i nadal się rozbudowuje. Jest tu szpital, straż pożarna, stacja benzynowa,
szkoły. Lokalny meczet też mają… Podobno nawet jest ich kilka, ale ja widziałam
tylko jeden. Co kawałek schodki prowadzące w dół, ku powierzchni wody – tak
wyglądają postoje wodnych taksówek. Wzdłuż drewnianych kładek pełniących rolę
ulic kolorowe domy, niektóre nadgryzione zębem czasu, niektóre bardzo zadbane.
Anteny satelitarne i wygodne, skórzane kanapy na tarasach. Otoczone
dziesiątkami donic i skrzynek z kwiatami i krzakami. Suszące się na płachtach
ryby. I dzieci jeżdżące na rowerach po tych pozbawionych poręczy „ulicach”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz