Podróż
dostarczyła mi wielu niezwykłych wrażeń. Nie znając języka japońskiego, miałam
poważne obawy, jak sobie dam radę. I może dobrze, że planując podróż, nie
zdawałam sobie sprawy, że znajomość języka angielskiego nie jest tak
powszechna, jak się powszechnie uważa. Oczywiście w hotelach, informacjach
turystycznych z porozumieniem się w języku angielskim problemu nie było. Ale
już na przykład w kasach kolejowych niekoniecznie, tym bardziej na ulicach. Język
gestów i napisana po japońsku nazwa są jednak w takich przypadkach
wystarczające.
Muszę też podać
w wątpliwość pojawiający się w różnych opisach inny stereotyp, ten mianowicie o
braku otwartości Japończyków na to, co obce i nieznane. Bardzo często
przypomina mi się scena z parku cesarskiego w Kioto. Ławkę, na której
przysiadłam na chwilę, studiując plan miasta, mijał… nawet nie mogę powiedzieć
starszy pan. Staruszek… Miał chyba z dziewięćdziesiąt lat. Miałam wrażenie, że
chce coś powiedzieć. Ośmieliłam go uśmiechem. Z trudem zrozumiałam, bardziej
domyśliłam się angielskiego pytania:
– Where are you from?
– Poland, Krakow, Cracovia – powtórzyłam
kilkakrotnie, najwyraźniej jak mogłam.
Pan odwzajemnił
uśmiech, skinął głową, co zrozumiałam, że wie, gdzie ta Polska leży, i poszedł
swoją drogą.
I natychmiast zaczęłam się zastanawiać. Uważam się za osobę otwartą, ale nie wiem, czy odważyłabym się zapytać kogoś o egzotycznej urodzie siedzącego na krakowskich Plantach: skąd jesteś? Ot tak, bez żadnego kontekstu, bez wcześniejszego zawarcia znajomości, bez innego niż tylko pytanie o pochodzenie powodu do zawarcia tej znajomości.
Oczywiście
pytanie to słyszałam wielokrotnie. Parę przykładów pomocy, jakiej doświadczyłam
od mieszkańców Japonii, przytoczyłam wyżej. Czasami samą chęcią udzielenia mi
pomocy byłam wręcz zakłopotana. Tak było w autobusie z Nagasaki do Unzen. Tuż
obok siedziała Japonka w towarzystwie Europejczyka. Widząc, że jadę sama, w
poczuciu odpowiedzialności zadała mi serię pytań, czy i jak może mi pomóc, co
nie bardzo podobało się panu Europejczykowi – chyba nie bardzo chciał się jej
towarzystwem dzielić z kimś innym. Podziękowałam, tym bardziej że w tamtym
momencie rzeczywiście żadna pomoc nie była mi potrzebna.
Co mnie
najbardziej zaskoczyło? Niechęć do kart płatniczych i tym samym konieczność uiszczania
większości płatności gotówką, ale o tym już napisałam wcześniej.
Samolot do
Londynu odlatuje tuż przed południem. Planując podróż, sądziłam, że skoro
lotnisko Narita jest tak odległe od Tokio, lepiej będzie ostatnią noc spędzić w
jakimś hotelu w pobliżu lotniska. Ale okazało się to niepotrzebne. Doskonałe
kolejowe połączenie lotniska ze stolicą gwarantuje bezproblemowy dojazd na
jeszcze wcześniejszy samolot niż mój.
Nie wiem, w
jakim stopniu uporządkowałam moją wiedzę na temat kraju, który z żalem opuszczam.
Z żalem, bo trzy
tygodnie to bardzo krótki czas.
Z żalem, bo
Mariola-san w ustach Japończyków brzmiało tak ładnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz