wtorek, 8 kwietnia 2014

Japonia



Podróż dostarczyła mi wielu niezwykłych wrażeń. Nie znając języka japońskiego, miałam poważne obawy, jak sobie dam radę. I może dobrze, że planując podróż, nie zdawałam sobie sprawy, że znajomość języka angielskiego nie jest tak powszechna, jak się powszechnie uważa. Oczywiście w hotelach, informacjach turystycznych z porozumieniem się w języku angielskim problemu nie było. Ale już na przykład w kasach kolejowych niekoniecznie, tym bardziej na ulicach. Język gestów i napisana po japońsku nazwa są jednak w takich przypadkach wystarczające.

Muszę też podać w wątpliwość pojawiający się w różnych opisach inny stereotyp, ten mianowicie o braku otwartości Japończyków na to, co obce i nieznane. Bardzo często przypomina mi się scena z parku cesarskiego w Kioto. Ławkę, na której przysiadłam na chwilę, studiując plan miasta, mijał… nawet nie mogę powiedzieć starszy pan. Staruszek… Miał chyba z dziewięćdziesiąt lat. Miałam wrażenie, że chce coś powiedzieć. Ośmieliłam go uśmiechem. Z trudem zrozumiałam, bardziej domyśliłam się angielskiego pytania:
– Where are you from?
– Poland, Krakow, Cracovia – powtórzyłam kilkakrotnie, najwyraźniej jak mogłam.

Pan odwzajemnił uśmiech, skinął głową, co zrozumiałam, że wie, gdzie ta Polska leży, i poszedł swoją drogą.

I natychmiast zaczęłam się zastanawiać. Uważam się za osobę otwartą, ale nie wiem, czy odważyłabym się zapytać kogoś o egzotycznej urodzie siedzącego na krakowskich Plantach: skąd jesteś? Ot tak, bez żadnego kontekstu, bez wcześniejszego zawarcia znajomości, bez innego niż tylko pytanie o pochodzenie powodu do zawarcia tej znajomości.

Oczywiście pytanie to słyszałam wielokrotnie. Parę przykładów pomocy, jakiej doświadczyłam od mieszkańców Japonii, przytoczyłam wyżej. Czasami samą chęcią udzielenia mi pomocy byłam wręcz zakłopotana. Tak było w autobusie z Nagasaki do Unzen. Tuż obok siedziała Japonka w towarzystwie Europejczyka. Widząc, że jadę sama, w poczuciu odpowiedzialności zadała mi serię pytań, czy i jak może mi pomóc, co nie bardzo podobało się panu Europejczykowi – chyba nie bardzo chciał się jej towarzystwem dzielić z kimś innym. Podziękowałam, tym bardziej że w tamtym momencie rzeczywiście żadna pomoc nie była mi potrzebna.

Co mnie najbardziej zaskoczyło? Niechęć do kart płatniczych i tym samym konieczność uiszczania większości płatności gotówką, ale o tym już napisałam wcześniej.

Samolot do Londynu odlatuje tuż przed południem. Planując podróż, sądziłam, że skoro lotnisko Narita jest tak odległe od Tokio, lepiej będzie ostatnią noc spędzić w jakimś hotelu w pobliżu lotniska. Ale okazało się to niepotrzebne. Doskonałe kolejowe połączenie lotniska ze stolicą gwarantuje bezproblemowy dojazd na jeszcze wcześniejszy samolot niż mój.

Nie wiem, w jakim stopniu uporządkowałam moją wiedzę na temat kraju, który z żalem opuszczam.

Z żalem, bo trzy tygodnie to bardzo krótki czas.

Z żalem, bo Mariola-san w ustach Japończyków brzmiało tak ładnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz