sobota, 11 listopada 2017

Świat przybywa na Czedżu, Czedżu przybliża się do świata. Korea Południowa

Pomnik/fontanna z fragmentem zastygłej lawy w roli głównej

Chyba każde miasto lub inne turystyczne miejsce w Korei ma przypisany slogan. Ten dla wyspy Czedżu, wpisanej w całości na listę UNESCO, postanowiłam uczynić tytułem tego wpisu. Slogan poznałam co prawda dopiero po postawieniu stopy na wyspie, ale faktem też jest, że kiedy tylko zaczęłam planować wjazd do Korei, wyspa Czedżu znalazła się na jednym z pierwszych miejsc harmonogramu mojej podróży. Tylko że dostanie się na nią wcale nie jest dla mnie łatwe – mimo że samoloty latają na wyspę i z wyspy niemal co pół godziny.

Kiedy chciałam kupić bilet lotniczy na wyspę jeszcze w kraju, koreańskie linie lotnicze nie chciały ze mną nawiązać kontaktu – to znaczy nie personalnie ze mną, ale ze mną jako obcokrajowcem. Już po przybyciu do Seulu rozmowa w dwóch agencjach turystycznych przebiegła… nazwijmy to: niezgodnie z moim oczekiwaniem – proponowana cena znacznie przekraczała moje możliwości. Zaczynałam się już żegnać z myślą o odwiedzeniu wyspy, gdy pani w informacji turystycznej wskazała mi biuro linii lotniczych Tway Air, których wcześniej w Internecie nie znalazłam – bilet kupiłam szybko, niedrogo i bezboleśnie. No, prawie bezboleśnie, bo karty bankomatowe odmówiły współpracy i nie mogłam nimi zapłacić. Ale na parterze budynku były bankomaty.

Czedżu dosłownie znaczy „prowincja na morzu”. A nazywana jest Wyspą Bogów. Położona na południowy wschód od wybrzeży Korei wulkaniczna wyspa, uznana w 2011 roku za jeden z siedmiu nowych cudów natury, ma siedemdziesiąt trzy kilometry długości i czterdzieści jeden kilometrów szerokości. W jej centrum wznosi się uśpiony wulkan Hallasan (1950 m n.p.m.), równocześnie najwyższy szczyt Korei i centralny punkt parku narodowego, w którym wytyczono całkiem sporo turystycznych szlaków. Chyba się nie pomylę, mówiąc, że to głównie Hallasan wabi na wyspę podróżników i turystów. 


Magnesem, który mnie na wyspę przyciągnął, są jednak tunele lawowe. Tunel Manjanggul został utworzony jakieś dwieście–trzysta tysięcy lat temu. Mając prawie dziesięć kilometrów długości, jest jednym z najdłuższych tuneli lawowych świata, do zwiedzania udostępniono zaledwie kilometr. Dokąd zatem kieruję pierwsze kroki po przybyciu na wyspę?




Idąc tunelem o szerokości średnio dwudziestu trzech i wysokości trzydziestu metrów, mam możliwość zobaczenia wszystkich chyba możliwych form, jakie może stworzyć stygnąca lawa: stalaktyty, stalagmity, nacieki, firany, półki, ławy, tratwy, mosty, heliktyty, bąble, prążkowania, zgrupowania kalcytu, aragonitu lub gipsu zwane jaskiniowym popcornem… i kolumny lawowe, chociaż wszystkie mijane nikną w blasku tej ostatniej, na samym końcu tunelu, wysokiej na siedem metrów i sześćdziesiąt centymetrów, co daje jej pozycję najwyższej kolumny lawowej na świecie. Iluminowana kolorowymi żarówkami przyćmiewa wszystkie inne – chociaż niewątpliwie więcej uroku dodałoby jej dyskretne światło pozwalające na odkrycie naturalnego piękna. Może wtedy tłok do zrobienia sobie zdjęcia „z kolumną w tle” byłby mniejszy?


Ikoną tunelu pozostaje jednak Lawowy Żółw – niezwykła forma przypominająca kształtem nie tylko żółwia, lecz także zarys wyspy Czedżu. Trudno zatem dziwić się atencji, z jaką się spotyka.


Kieruję się ku wyjściu. Pająk jaskiniowy, gatunek unikalny dla tej właśnie jaskini, dobrze się schował w szczelinach zastygłej lawy. Nie spotykam też innych lokatorów podziemnego królestwa, chociaż naukowcy naliczyli sporo gatunków tutaj występujących. Czasem tylko dolatuje furkot skrzydeł zabłąkanego nietoperza – zabłąkanego, bo licząca trzydzieści tysięcy sztuk nietoperzowa kolonia upodobała sobie okolice innego z wejść – niedostępnego dla zwiedzających. Czy trudno się temu dziwić?


Wynik fantazji organizatorów zwiedzania...

4 komentarze:

  1. Lawowy Żółw jest najlepszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. ile razy zaglądam na Twój blog wydaje mi się niewiarygodne, że można przedsięwziąć takie wyprawy. Że w samotności, to już kilka pań oswoiło nas ze swoją odwagą, ale mimo wszystko jest to niebywałe osiągnięcie. Podziwiam, podziwiam i zazdroszczę kondycji. Ja mogę jedynie paść się twoją wiedzą na temat nieznanych mi światów, a potem cieszę się, że stać mnie na taksówkę, aby się spotkać z tytanami aktywności w Willi Decjusza. Piękna relacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiu, nie wprawiaj mnie w zażenowanie! Każdy ma coś, czego nie ma ktoś inny i co u kogoś innego podziwia, i czegoś komuś zazdrości. Ja na forum nie przyznam się czego zazdroszczę Tobie…

    OdpowiedzUsuń