czwartek, 3 maja 2018

Pagoda, pęd bambusa czy sztabki złota? Budynek Tajpej 101. Tajwan




Współczesne Tajpej nie byłoby współczesnym Tajpej, gdyby nie budynek Tajpej 101, zaprojektowany w biurze C. Y. Lee & Partners, równocześnie najsłynniejszy projekt tego biura i urodzonego w Chinach, ale żyjącego na Tajwanie architekta C. Y. Lee.

Liczba 101 w nazwie nie jest bez znaczenia. 101 – bo tyle pięter liczy (plus pięć podziemnych), bo taki jest kod dzielnicy, bo to w ogóle dobra liczba nawiązująca zresztą do cyklu odnowy czasu: nowego wieku, który nastał w czasie budowy i wszystkich kolejnych nowych lat (1.01, czyli 1 stycznia, pierwszy dzień każdego roku). To zresztą nie jedyna symbolika towarzysząca tej budowli. 

Należałoby jeszcze wymienić chińskie monety czy motyw ruyi (stylizowane chińskie berło traktowane jednak nie jako atrybut władzy, ale jako talizman gwarantujący szczęście i spełnienie życzeń), które umieszczone są nad wejściem, na zwieńczeniu poszczególnych kondygnacji, jako sklepienie pasażu czy jako pomnik przed wejściem. 

A w ogóle to sylwetka budynku ma się kojarzyć z pagodą (symbol połączenia ziemi z niebem), pędem bambusa (symbol nauki i rozwoju) i stosem sztabek złota (symbol dostatku). 

 













Oddany do użytku w 2004 roku, mierzący 509,2 metra wieżowiec przez pięć lat dzierżył tytuł najwyższego budynku świata. W 2010 roku został pokonany przez Burdż Chalifa w Dubaju.


Właściwie nie miałam zamiaru wjeżdżać na platformę widokową, ale czyste niebo pomogło mi podjąć właściwą decyzję. Jestem zatem na 91. piętrze budynku, którego wysokość jako pierwszego na świecie przekroczyła pół kilometra. Jego budowa była wyzwaniem – ponieważ to i teren o wzmożonej aktywności sejsmicznej, i częste huragany, i konieczność stawienia czoła napięciom i naprężeniom, z jakimi nie spotkali się dotychczasowi budowniczowie budynków sięgających nieba. Schodząc na 89. poziom, można zobaczyć stabilizator drgań (lub, inaczej mówiąc, tłumik drgań harmonicznych – cokolwiek to znaczy!) – żółtą kulę o średnicy 5,5 metra zawieszoną na grubych stalowych linach. Tego typu stabilizatory stosowano już wcześniej, ale nigdy nie były one pokazywane publicznie. Tutaj stanowi dodatkową atrakcję dla zwiedzających. Nic zatem dziwnego, że ten damper baby doczekał się niezliczonych gadżetów, jakie można nabyć na miejscu oczywiście! Nabyć też można wyroby z korala – tak bogatej galerii wyrobów z korala nie widziałam jeszcze nigdy i nigdzie. Ceny? Pójdę jeszcze raz zerknąć na Tajpej z góry.



Widoczność dzisiaj rzeczywiście jest nadzwyczajna, nieczęsto w wielkich miastach spotykana. Poznaję miejsca, w których byłam lub w których będę. Panowie myjący budynek z zewnętrznych platform pozdrawiają nas gestami, ich miejsce pracy właśnie powoli jest opuszczane. I ja zjeżdżam już na parter – windą wewnętrzną – z prędkością prawie 17 metrów na sekundę!
 
 

Jeszcze krótki spacer szlakiem dzieł sztuki, jakie wystawiono wokół budynku. Wypada zwrócić uwagę na dwa z nich, przed głównym wejściem. Abstrakcyjna forma „Nieskończone życie”, przypominająca trochę skuloną postać (inspiracją dla artysty był embrion), została zrobiona ze stalowych lin wind, które wymieniono w 2010 roku, po pięciu latach używania. Instalacja „Towarzysze” składająca się z siedmiu filarów pokrytych różnokolorowymi szkiełkami ułożonymi we wzory typowe dla tangramu poświęcona jest pamięci twórców budowli oraz sześciu osób, które zginęły w trakcie budowy.



















6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie piszesz! Podoba mi się Tajpej, zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedno z tych miejsc, gdzie się czułam jak w domu i nie bardzo mi się chciało jechać dalej.

      Usuń
  2. Pięknie i ciekawie opisujesz swoje wrażenia Mariolko ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe. A w ubiegłym roku wahałam się Tajwan czy Hongkong. Wybrałam Hongkong.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hongkong również jak najbardziej godny zobaczenia i polecenia. A na Tajwan też przyjdzie czas...

    OdpowiedzUsuń