poniedziałek, 29 lutego 2016

Nadal Da Lat…



W drodze powrotnej wysiadam przed miastem, zaprasza do zwiedzenia jeszcze jeden wodospad: Cam Ly. Tak, na tej samej rzece, na której jest Wodospad Słoniowy. Ubolewam, ale wodospad, chociaż nie ma imponujących rozmiarów, lepiej wygląda, niż pachnie. Chyba nazwa „ściek” byłaby bardziej adekwatna… Szkoda. 


Czym prędzej oddalam się od spienionych kaskad, ale jeszcze udaje mi się dowiedzieć, że kościół katolicki Cam Ly to ten, którego dach widać za wodospadem. Został wybudowany w latach pięćdziesiątych przez mniejszość narodową tego regionu, na wzór ich domów. Wystrój jest mieszanką katolicyzmu i wierzeń grupy etnicznej Tay Nguyen. Jestem już blisko, kluczę uliczkami, ale nie mogę trafić na tę właściwą, prowadzącą do kościoła. Chłopak na motocyklu chce mi pomóc, wiezie mnie i z tej strony, i z drugiej, w końcu podwozi mnie do bramy wejściowej do parku z wodospadem. Chciał dobrze!















Odpuszczam, wracam do miasta. Okrężną drogą, zwiedzając kościół Domaine De Marie znajdujący się przy klasztorze szarytek. Rozeta na fasadzie to odniesienie do stylu kościołów francuskich, dach nawiązuje do architektury wietnamskiej. Do roku 1975 w klasztorze mieszkało ponad pięćdziesiąt sióstr, prowadziły sierociniec i przedszkole. Nie wiem, ile sióstr pracuje tutaj obecnie, ale wiem, że są bardzo cenione. Cały obiekt jest do dyspozycji lokalnej społeczności – właśnie odbywa się jakiś kiermasz odzieżowy. 


Podobnie lokalnej młodzieży służy inny z kościołów, salezjański, pod wezwaniem św. Jana Bosko. Wychowankowie przygotowują przed kościołem szopkę. Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. 

Ale najbardziej znanym i największym kościołem katolickim w Da Lat jest katedra p.w. św. Mikołaja, wybudowana w latach 1931–1942. Podobnie jak kościół w Da Nang nazywana jest „kogucim kościołem” i z tego samego powodu – kurka na kościelnej wieży. W prezbiterium kościoła i w górnej części nawy okna przesłonięte są witrażami figuralnymi przywiezionymi oczywiście z Francji. W dolnej części tylko jeden witraż, z wyobrażeniem św. Stanisława Kostki. Kto ufundował? Dlaczego właśnie ten polski święty?


Pod posadzką kościoła kaplica i… chyba mogę powiedzieć: katakumby. Wnęki ścian wypełniono półkami, na których spoczywają urny z prochami zmarłych. Podobnie jak w niektórych buddyjskich kaplicach. Nic nie wskazuje na to, żeby urny były przymocowane do półek, na których stoją. Właśnie skończyła się msza święta, wiele osób przyniosło kwiaty. Układając je między urnami, w skupieniu, jednoczą się ze swoimi zmarłymi. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz