wtorek, 3 marca 2020

Nie tylko himalajskie szczyty – Nepal


 
Newarowie to grupa etniczna zamieszkująca kotlinę Katmandu, posługująca się językiem newarskim, licząca około 1 300 000 osób. Kotlina Katmandu leżąca u stóp Himalajów, na wysokości 1300–1500 metrów n.p.m., ma długość 24 kilometrów ze wschodu na zachód, a szerokość – 19 kilometrów z północy na południe. Główne miasta kotliny to Katmandu, Patan i Bhaktapur, w pewnych okresach stolice oddzielnych królestw, których zabudowa tworzona była w ciągu wieków przez artystów pochodzenia newarskiego.

Budowy, przebudowy i rozbudowy pałaców królewskich oraz miast skupiających się wokół monarszych siedzib, dokonywane pod mecenatem władców, pozwalały Newarom na doskonalenie swoich umiejętności. Co więcej, rywalizacja między władcami tych państw-miast, którzy dążyli do stworzenia i ozdobienia swych pałaców, tak aby były piękniejsze niż siedziby ich sąsiadów, skutkowała rozwojem rzemiosła na niespotykaną skalę. W ciągu trzech stuleci (XIV–XVI) kotlina Katmandu przekształciła się w prawdziwy skarbiec sztuki i architektury uznany za dziedzictwo nie tylko nepalskie, lecz także światowe. Na listę światowego dziedzictwa UNESCO zostało wpisane siedem zabytków kotliny Katmandu – trzy zespoły pałacowo-mieszkalne (Katmandu, Patan i Bhaktapur) a także cztery świątynie (buddyjskie stupy Swajambhunath i Bodnath oraz hinduistyczne świątynie Paśupatinath i Changu Narayan).

Ta podróż pozwoliła mi zaglądnąć do tego skarbca.
Durbar to słowo pochodzenia perskiego (darbār) oznaczające dwór władców, ale też oficjalne spotkanie, któremu przewodniczy król, feudalną radę stanu czy uroczyste zgromadzenie (określenie stosowane w Indiach w czasach Imperium Brytyjskiego). W nepalskich królestwach kotliny Katmandu słowem tym określano place przed pałacami królewskimi – plac Durbar, czyli plac Królewski. Plac Durbar nigdy nie był pusty – zajmowały go świątynie, figury bóstw, fontanny, ogrody. Również sam pałac to nie był jeden budynek, ale zespół pawilonów mieszkalnych i oficjalnych. Dzisiaj określenie „plac Durbar” odnosi się do całego założenia pałacowego i placu przed nim. Te najbardziej znane to place Durbar w Katmandu, Patanie (4 kilometry na południe od Katmandu) oraz Bhaktapurze (14 kilometrów na południowy wschód od Katmandu).















Przewodniki szczegółowo wyliczają i opisują poszczególne budynki i pawilony pałacowe, identyfikują budowle i pomniki zapełniające place przed pałacami, charakteryzują architekturę, wyszczególniają etapy rozbudowy i opowiadają ich historię. Można studiować całymi dniami. Ja mam do dyspozycji po jednym dniu na każde miasto, dlatego staram się raczej chłonąć atmosferę tych miejsc. Wolę zachwycić się architektonicznymi kształtami pagód, detalami snycerki czy kamieniarki, aniżeli doczytywać, w którym roku, który władca i z jakich pobudek wzniósł tę czy inną budowlę. Obraz tego, co widzę, i tak odbiega od tego, co mogłabym przeczytać. Odbiega, bo na każdej z nepalskich starówek widać jeszcze szkody, jakie pozostawiło po sobie trzęsienie ziemi z 25 kwietnia 2015 roku. Wstrząs o sile 7,9 w skali Richtera był najsilniejszym od 80 lat i najbardziej dotknął właśnie kotlinę Katmandu, powodując śmierć ponad 7000 ludzi i zniszczenie wielu bezcennych zabytków.


Bambusowe rusztowania otaczają zrujnowany budynek przysłonięty białymi płachtami. Gdyby nie napis, nie wiedziałabym, że to właśnie jest Kasthamandap, czyli „drewniany dom” – trójkondygnacyjny pawilon w kształcie pagody z XII wieku, najpierw służący celom handlowym, później przekształcony w świątynię. Od tej nazwy podobno pochodzi nazwa miasta. A jedna z legend mówi, że budynek został zbudowany z drewna z jednego drzewa. Za ogrodzeniem widać pryzmy kamieni i drewniane belki ułożone u podnóża rusztowań, chociaż z tej odległości nie widać, czy to elementy odzyskane z ruin, czy nowe materiały zgromadzone przez ekipę budowlańców.

Spacery wśród tych pomników historii – poza nieustannym zachwytem nad wyobraźnią i zręcznością ludzi tworzących przez wieki to, co mogę oglądać – skłaniają do refleksji, wzbudzają zainteresowanie elementy nietypowe czy będące przejawem zwyczajów obcej mi kultury, jak chociażby naiwna rzeźba boskiej pary: Śiwy i Parwati wyglądająca przez okno świątyni z końca XVIII wieku.



 
Najstarszą strukturą na placu Durbar w Katmandu jest świątynia Dźaganatha (Jagannath Temple) z 1563 roku. Wzbudza ona szczególne zainteresowanie, bo niewiele jest świętych miejsc – świątyń – ozdobionych rzeźbami scen erotycznych, żeby nie powiedzieć: obscenicznych.

Świątynię Dźaganatha wieńczy ciężki dwustopniowy dach opierający się na drewnianych rozporach zdobionych snycerką. Motywem rzeźb są hinduistyczne bóstwa, a w najniższych partiach belek znajdują się sceny erotyczne. Taka Kamasutra w drewnie (indyjskie miasto Khajuraho porównuje się do Kamasutry w kamieniu). Tutaj te sceny zdobią każdą podporę, w innych świątyniach kotliny – tylko niektóre. I chociaż geneza tych zdobień, pochodzących prawdopodobnie z praktyk tantrycznych, nie jest jasna, to nie można nie zachwycić się precyzją wykonania tych drewnianych miniatur.


Siedząc na schodach Kriszna Mandir katmandzkiego placu Durbar, myślę, że kotlina Katmandu to rzeczywiście skarbiec. Skarbiec wypełniony dziełami powstającymi przez wieki, którego zaledwie cząstkę widziałam. Zarówno Katmandu, jak i Patan oraz Bhaktapur to bowiem nie tylko place Durbar – zespoły pałacowe z imponującymi, zabudowanymi placami – lecz także świątynie i pałace poza tymi zespołami. Jak chociażby Złota Świątynia w Patanie czy plac Dattatraja w Bhaktapurze.
Co najbardziej zapamiętałam? Co najbardziej będę pamiętała?


Chyba w największym stopniu poruszyły mnie detale, szczególnie dzieł snycerskich. Nie tylko te wymieniane w przewodnikach, jak okno z rzeźbą pawia w Bhaktapurze („pawie okno”), nie tylko rozpory Dźaganathy (i to nie z powodu scen erotycznych), lecz także setki innych, niewymienianych w literaturze, ale porażających wręcz mistrzostwem wykonania najmniejszego szczegółu. 
Koronkowa robota.



 











































7 komentarzy:

  1. Niesamowita grupa etniczna, zdolna i pracowita. Ich pomysły zdobień to mistrzostwo świata! A sceny erotyczne... No cóż - to życie!
    Dzięki Mariola za ten cudny kawałek świata:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co mogłam pokazać w jednym poście, to tylko niewielka cząstka tego co widziałam. Szkoda, że wiele zostało zniszczone, ale wierzę, że potomkowie mistrzów, którzy to wykonali, staną na wysokości zadania.

      Usuń
  2. Oby tak się stało! Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nepal to moje wielkie marzenie... W tym roku byłam na Kubie ale kolejnych wakacji już nie odpuszczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie o Kubie myślałam. Na razie myśli za nas koronawirus... Żczę, mimo wszystko, realizacji planów i marzeń.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, "usunął się" przez przypadek. Napisałaś, że dobrze, że odbudowują. Zgadzam się z tym, chociaż długo to zapewne potrwa. Pozdrawiam.

      Usuń