czwartek, 7 maja 2020

Zanim stolicą zostało Kioto – Nara. Japonia



 
Tylko jeden, niestety, dzień mogę poświęcić  na odwiedzenie miasta Nara – pierwszej stolicy Japonii i siedziby dworu cesarskiego w latach 710–740 i 745–784. Oddalona od Kioto o godzinę jazdy pociągiem Nara jest uroczym miasteczkiem położonym właściwie w jednym wielkim parku, po którym spacerują daniele. Ich stado liczy około 1500 sztuk. 

Daniele przybyły do Japonii wcześniej niż Japończycy – dotarły na wyspy japońskie w epoce lodowcowej. Według religii sintoistycznej daniele są wysłannikami bogów, a skoro tak, dobrze się mają dokarmiane nie tylko przez mieszkańców, ale i – a może przede wszystkim – przez turystów. Ciasteczkami przygotowanymi specjalnie w tym celu, które można kupić na straganach. 



Oczywiście to nie daniele decydują o liczbie odwiedzających miasto, ale zabytki – nie bez powodu cały ich zespół znalazł się na liście UNESCO. Zwiedzam Kōfukuji, rodzinną świątynia prominentnej familii Fujiwara, świątynię Tōdaiji będącą mieszkaniem największego na świecie posągu Buddy (16,2 m wysokości), nieco większego od tego w Kamakurze, a dodatkowo jeszcze starszego, bo z VIII wieku oraz Wielki Chram Kasuga.


Wielki Chram Kasuga powstał w 768 roku również dzięki rodzinie Fujiwara. Poświęcony został czterem bóstwom, z których jedno to ubóstwiony przodek rodu. Chram, wybudowany według wzorów chińskich, zapoczątkował nowy styl w japońskiej architekturze sakralnej. Uderza cynobrowy kolor słupów konstrukcyjnych, zwracają uwagę daleko poza bryłę budynku sięgające okapy.

Ale tym, co rzeczywiście robi wrażenie w chramie Kasuga, są latarnie wotywne. Latarnie ofiarowywane były chramowi przez wiernych od XI wieku. Te ustawione wzdłuż ścieżek prowadzących do chramu są kamienne, większość z nich porasta mech. Jest ich ponad tysiąc. Te wiszące wzdłuż ścian budowli wykonane są z brązu. Jest ich jeszcze więcej – ponad tysiąc sześćset. Dwukrotnie w ciągu roku: w lutym z okazji święta wiosny i w połowie sierpnia, kiedy Japończycy oddają cześć przodkom, wszystkie latarnie są zapalane. Wiele bym dała, żeby uczestniczyć w takim święcie!

 

Wędrówkę między świątyniami urozmaicają mi wywiady, jakich udzielam młodym Japończykom. Grupki japońskich uczniów polują na przyjezdnych, żeby zamienić z nimi parę zdań po angielsku. Występuję w roli pomocy naukowej trzykrotnie, potem już odmawiam; nie jest to główny cel mojego pobytu w tym mieście. Ale od jednej grupki dostaję souvenir – kilka arkuszy z japońską kaligrafią. Oprawione w antyramę będą mi przypominały dni spędzone w Kraju Kwitnącej Wiśni.















Nara jest znane również z tego, że właśnie tutaj znajdują się najstarsze w Japonii domy mieszkalne. Aby dojść do dzielnicy, w której jest ich najwięcej, muszę przejść jedną z głównych ulic. W pewnym momencie wzrok mój pada na wiszące na wystawie jednego ze sklepów dwie bluzki. O, jakie fajne… Przekreślona stara cena i nowa, dużo niższa, kuszą… Nie zastanawiając się długo, wchodzę do sklepu. Najpierw dwa podstawowe pytania – pani na szczęście trochę zna angielski:
– Czy mogę przymierzyć i czy mogę zapłacić kartą?
– Tak, tak, który kolor?
No właśnie, „osiołkowi w żłoby dano”… Ta zielona ma piękny oliwkowy odcień, ale beżowy kolor chyba bardziej uniwersalny…

Widząc moment zawahania, pani „łapie” obydwie i dostosowując się do mojego tempa (chyba dość energicznie weszłam do sklepu, a może wcześniej zauważyła, że mijałam sklep, idąc raczej szybkim krokiem), prowadzi mnie do sąsiedniego sklepu – bo mają wspólną przymierzalnię. Po drodze decyduję się na beżową, szybko ją przymierzam i wracamy do jej sklepu, aby zakończyć transakcję. No i zaczyna się!

Karta nie chce się wczytać. Pani zgina się wpół, przeprasza za niesprawność terminala, wczytuje drugi i trzeci raz. Ponowna odmowa… I kolejna… Ukłony są jeszcze głębsze. Z zaplecza przychodzi druga pani, trochę starsza, teraz ona zaczyna walkę z terminalem, pierwsza pani bawi mnie rozmową. Już wcześniej pytała, skąd jestem, teraz chce dać wyraz swojej znajomości świata.
– Chopin jest sławnym polskim… – szuka w myślach angielskiego wyrazu…
– …pianist – podpowiadam, ale równocześnie pani sobie przypomina wyraz, którego szukała:
– …musician!
Jak zwał tak zwał, czy pianista, czy muzyk, wiadomo, Chopin jest chyba najbardziej znanym Polakiem w Japonii. Głównie za sprawą Międzynarodowych Konkursów Chopinowskich.
Chcę w końcu zapłacić gotówką, ale panie się „zaparły”. Zamieniają się rolami. Teraz rozmową bawi mnie starsza z pań.
– Tak, próbowałam już ryżowych ciasteczek, ale dziękuję bardzo, spróbuję…

Pani chyba jednak niezupełnie zrozumiała, że chętnie się poczęstuję i… kilkakrotnie się kłaniając, ciasteczka chowa. Muszę obejść się smakiem… Szkoda, bo żołądek dopomina się o swoje prawa, a szkoda mi było czasu na jedzenie. 

Chcę już definitywnie zapłacić gotówką, żeby nie narażać uprzejmych pań na dalszy stres, gdy terminal „zaskakuje”. Sukces!

Ile razy w przyszłości ubieram beżową bluzkę kupioną w Nara, wracam myślami do „procesu” jej zakupu. Miłe wspomnienie! Tyle że nie dam głowy, czy drewniane, nadszarpnięte zębem czasu domy przy ulicy, do której dotarłam po dokonaniu zakupu, to rzeczywiście te najstarsze domy w Nara.




















  

1 komentarz:

  1. Takie bajkowe miejsce, trochę zaczarowane! I kolejne fajne przygody. A zdjęcie z danielem przesympatyczne!!!

    OdpowiedzUsuń