wtorek, 22 października 2019

Muzeum Siergieja Paradżanowa. Erywań, Armenia



Podróże to dobra okazja aby poznać życie i twórczość artystów znanych tylko z nazwiska, lub nieznanych w ogóle. Dlatego lubię zwiedzać muzea biograficzne, poświęcone życiu, pracy i spuściźnie artystycznej ludzi, których wpływ na kulturę danego kraju był niewątpliwy i o których pamięć jest kultywowana. Śmiało mogę powiedzieć, że kiedy byłam w Erywaniu, jednym z największych przeżyć artystycznych była dla mnie wizyta w muzeum Siergieja Paradżanowa (1924–1990), urodzonego w Tbilisi Ormianina, mieszkającego okresowo w Gruzji i na Ukrainie, znanego głównie jako reżysera – jednego z najwybitniejszych twórców kina XX wieku. Jego najbardziej chyba znanym filmem są „Barwy granatu” o życiu ormiańskiego poety i barda Sajat-Nowa. 















Chodząc jednak po salach muzeum abstrahuję i od życia, i od twórczości filmowej oraz pisarskiej Paradżanowa (pisał nowele i scenariusze), skupiam się na tym, co mnie najbardziej interesuje. Był bowiem Paradżanow uznanym malarzem, a także twórcą kolaży, instalacji i asamblaży. W 1987 roku w Tbilisi zorganizowano pierwszą wystawę jego obrazów i rysunków, rok później wystawę przeniesiono do Erywania. Po sukcesie wystawy w Tbilisi tutaj, w Erywaniu, postanowiono utworzyć muzeum poświęcone jego twórczości. Sam uczestniczył w tworzeniu repliki jego mieszkania w Tbilisi, w drewnianym domu z XIX wieku na brzegu wąwozu przepływającej przez miasto rzeki Hrazdan. Muzeum otwarto już po jego śmierci, w 1991 roku. 















Muzeum znajduje się kawałek od centrum, ale nie tak daleko, żeby nie można było dojść na piechotę. Zaczynam zwiedzać, a każdy kolejny eksponat powoduje coraz większą moją ekscytację. Oglądałam już kilka wystaw kolaży-asamblaży w różnych częściach świata, ale to, co oglądam tutaj, to już nie zbiór, nie kolekcja, ale orgia materiałów, kolorów i technik zastosowanych w celu zrealizowania idei powstałej w wyobraźni twórcy. Kawałki strzaskanej porcelany współgrają z piórami i koronkami, suszone kwiaty i liście układają się w ludzkie postacie, pożółkłe czarno-białe fotografie komponują się z resztkami haftowanych serwetek, a fragmenty stłuczonych szklanek układają się w bukiety kwiatów. W tej ramie portret jakiegoś wojownika z resztek materiałów, w innej – ryba z ozdobnych taśm pasmanteryjnych. I autoportret – niejedyny zresztą – złożony ze starych strojów ludowych.


Każda kompozycja ma swój podtekst. Jedne nawiązują do filmów, inne – do dzieł artystów minionych epok (Leonarda da Vinci, Rafaela), jeszcze inne – do znanych postaci. Ta odnosi się do Gagarina, ta do matki artysty, a tutaj… portret Daniela Olbrychskiego (pierwsze zdjęcie tego wpisu)! Pieczołowicie złożony z kawałków ceramiki i pozłacanych paciorków nanizanych na nitki.

Szczególna jest kolekcja sześciu monet, które twórca wykonał w więzieniu z aluminiowych kapsli do butelek – wzór na nich wytłoczył paznokciem. Replika jednej z tych monet stanowi nagrodę specjalną zwaną „Talarem Paradżanowa”, wręczaną na dorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Złota Morela, który odbywa się w Erywaniu od 2004 roku.


W więzieniu Paradżanow był kilkakrotnie – niezależność artystyczna nie zawsze jest dobrze widziana, nie była też dobrze widziana przez władze sowieckie. Każdy pretekst był dobry, aby ograniczyć komuś wolność. Paradżanow zawsze ją odzyskiwał w wyniku międzynarodowych kampanii wspieranych przez twórców światowej sławy, z którymi utrzymywał stałe kontakty. Dlatego na wystawie znajduje się też wiele dokumentów, listów, zdjęć, otrzymanych prezentów, świadczących o jego relacjach z innymi sławnymi twórcami, na przykład Fellinim, Buñuelem, Antonionim. Jest też zdjęcie Krzysztofa Zanussiego.

O jakże trudno opuścić mi pokoje tego szczególnego muzeum! Mimo że momentami kolekcja robi wrażenie nadmiaru, ja nie czuję przesytu[1] Chciałabym jeszcze i jeszcze… Powinnam jednak już wyjść, wypada coś jeszcze dzisiaj w Erywaniu zobaczyć.


[1] Większość eksponatów znajdowała się za szybą (gabloty lub obrazu) – stąd refleksy światła na zdjęciach.












2 komentarze:

  1. Ciekawa postać, piękne muzeum! Cieszę się, że mi je pokazałaś:) I powiem Ci, że gdy pracowałam w świetlicy szkolnej, to też wykonywałam asamblaże z dziećmi (oczywiście prostsze formy), choć nie wiedziałam, że to tak się nazywało:)
    Człowiek się całe życie uczy!

    OdpowiedzUsuń