Miało być Emerytka na Karaibach, ale z Karaibów została tylko Dominikana. Zresztą i Dominikana zdarzyła się tak trochę przez przypadek. Przez przypadek, bo gdy szukałam sposobu, jak dotrzeć do Panamy, najtańsze i najwygodniejsze połączenie na drugą półkulę znalazłam do Santo Domingo, stolicy Dominikany. No cóż, w końcu tam mnie jeszcze nie było, a Dominikana jest bliżej Panamy niż Europa.
Zatem zwiedzę Dominikanę, a potem polecę do Kolumbii i Panamy. Tymczasem lecę na „ląd, który Kolumb umiłował najbardziej”, jak twierdzą biura turystyczne zachęcające do wizyty w tym kraju.
Spacerując
ulicami Santo Domingo nie można nie zauważyć widocznego z oddali bunkra,
wielkiego, niezgrabnego gmaszyska. To Faro de Colón – Latarnia Kolumba. Jego
grobowiec. Swoją funkcję jako latarnia morska spełnia doskonale – jak przystało
na latarnię morską, widoczny jest z daleka. Czy na pewno spełnia też funkcję
grobowca Kolumba? Czy złożone w nim prochy są na pewno jego doczesnymi
szczątkami?
„Po śmierci
odkrywcy w 1506 r. pochowano go w hiszpańskim mieście Valladolid. Trzy lata
później przeniesiono ciało do Sewilli, a w latach 40. XIX w. odesłano na Santo
Domingo. Gdy w 1795 r. Francja opanowała wyspę, szczątki przewieziono na Kubę,
a stamtąd w 1898 r. z powrotem do Sewilli. Jednak w 1877 r. w czasie remontu katedry
w Santo Domingo odkryto pod ołtarzem trumnę z napisem «Almirante Cristóbal
Colón» (admirał Krzysztof Kolumb) i ona właśnie spoczywa w obecnym mauzoleum
Faro a Colón”[1].
Badacze z Sewilli nadal utrzymują, że prochy Kolumba spoczywają tam właśnie. Badania DNA potwierdziły spokrewnienie osoby uznawanej za Kolumba z pochowanym w tym samym mieście jego bratem Diego, ale naukowcy Dominikany nie przyłączyli się do prowadzonych badań i nie udostępnili próbek prochów z grobowca w Faro de Colón.
Idea budowy
mauzoleum Kolumba, a właściwie czegoś więcej niż mauzoleum, raczej pomnika
upamiętniającego jego odkrycia, zrodziła się już w latach 20. XX wieku. Na
przeszkodzie realizacji stanął brak środków. Zamysł ten odrodził się przed
rokiem 1992, przed pięćsetną rocznicą przybycia Kolumba na wyspę. Aby rozpocząć
budowę, wysiedlono setki ubogich rodzin. Drugie tyle, żeby zagospodarować teren
wokół – tak aby nędzne domy nie straszyły przyjezdnych. Sama budowla w
kształcie leżącego krzyża ma 210
metrów długości, 59 metrów szerokości.
Otaczający ją park rozciąga się na przestrzeni około 3 kilometrów. Tyle że
mimo wysiłków, aby to miejsce uczynić przyjaznym, przyjazne nie jest. Kiedy
oddalam się trochę w bok od drogi prowadzącej do głównego wejścia, żeby zrobić
zdjęcie (cóż, gmaszysko jest tak wielkie, że nie mieści się w obiektywie), pan
z ochrony coś woła i wymachuje do mnie rękami – jak się domyślam, żebym za
daleko nie odchodziła. Lub inaczej mówiąc, żebym nie podchodziła zbyt blisko do
grających niedaleko w piłkę wyrostków!
W samym wnętrzu Latarni,
na przecięciu linii krzyża, zdobny nagrobek. W korytarzach prowadzących wzdłuż
budowli wystawy prezentujące dokumenty, mapy, wyroby rzemieślnicze z poszczególnych
krajów Nowego Świata. Jedna z sal poświęcona jest wizycie Jana Pawła II, która
odbyła się w 1992 roku na zakończenie obchodów 500-lecia ewangelizacji Ameryki
Łacińskiej.
Starym zwyczajem
do Latarni idę, a nie jadę. Nie zdołałam dowiedzieć się, jakim autobusem
dojechać – informacja turystyczna już drugi dzień zamknięta, inni pytani znają
tylko jedno słowo: taxi (zresztą jak znam życie, taką samą odpowiedź
uzyskałabym w informacji). Ale taksówki są ostatnim środkiem lokomocji, jakim
jazdę podejmuję gdziekolwiek i kiedykolwiek, pozostaje mi zatem spacer. Jest to
nie więcej niż półtora kilometra. Prosta, dwupasmowa droga, pośrodku park, pomniki
(lekko „podniszczone”), ławki (połamane), zieleń (zaniedbana), śmieci… Nie
bardzo udała się im (Dominikańczykom) ta reprezentacyjna – w zamierzeniach – aleja
prowadząca do Faro de Colón. Tuż przed terenem bezpośrednio okalającym monument
– pomnik Izabeli, królowej hiszpańskiej, protektorki Kolumba. Chciałoby się
powiedzieć: właściwy pomnik na właściwym miejscu.
[…]
Co jeszcze można
dodać do takich narodowo-tożsamościowych refleksji? Chyba to, że mieszkańcy
Dominikany nie bardzo lubią Kolumba – mimo monumentalnego pomnika wystawionego
kosztem pozbawienia biedoty miejskiej domów i ziemi. Nie lubią go tak bardzo,
że niektórzy nie wymawiają jego imienia, twierdząc, że przynosi ono pecha.
Niezbyt często używa się też nazwy Hispaniola, chcąc odciąć się od hiszpańskich
korzeni.
I tylko dla
porządku wypada dodać, że nazwy Hispaniola, używanej w wielu innych językach,
również w hiszpańskim, na określenie jednego z pierwszych lądów odkrytych przez
Kolumba, nie stosuje się w Polsce od XIX wieku. Obecna oficjalna nazwa wyspy to
Haiti.
Zatem byłam na
Haiti, ale tylko w Dominikanie.
[1] Nick Hanna i Emma Stanford, KARAIBY – Przewodnik National Geographic
Inne posty o Dominikanie:
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2016/02/karnawa-ze-nie-w-rio-dominikana.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/01/26-stycznia-dzien-duarte-dominikana.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/05/urlopowy-raj-dominikana.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/07/na-spotkanie-z-humbakami-santa-barbara.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/08/sztuka-wysoka-sztuka-popularna.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/01/26-stycznia-dzien-duarte-dominikana.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/05/urlopowy-raj-dominikana.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/07/na-spotkanie-z-humbakami-santa-barbara.html
http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/08/sztuka-wysoka-sztuka-popularna.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz