sobota, 6 sierpnia 2016

Miraflores. Na spotkanie z Kanałem Panamskim


Optymistycznie nastawiona do całego świata, po nocy spędzonej w doskonałych warunkach, witam kolejny dzień. Tym, co mnie przywiodło do tego kraju i do tego miasta, jest Kanał Panamski. Udaję się zatem na spotkanie z kanałem, czyli – jak większość mających ten sam zamiar – do śluz Miraflores.

Autobus odjeżdża gdzieś stąd, z okolic placu 5 Maja. O rozkładzie jazdy czy tablicy z numerem nie mam co marzyć. Pozostaje mi zastosowanie znanej metody „prób i błędów”. Wsiadam, pytam czy dojadę i… wysiadam. Z pierwszego, drugiego i kolejnego autobusu.
Kolejni kierowcy machają ręką w bliżej nieokreślonym kierunku – kierunku, gdzie ma się znajdować przystanek, z którego odjeżdżają autobusy do Miraflores. Kolejne podejścia kończą się niepowodzeniem.
Zrezygnowana, mam już zamiar zmienić plan i zwiedzić centrum miasta, a przy okazji dowiedzieć się, skąd dokładnie odjeżdżają autobusy do śluz, gdy mój wzrok pada na pojazd stojący w bocznej ulicy.
Dobra, ostatnie podejście…

Chwilę później siedzę w autobusie, który zawiezie mnie bezpośrednio do celu. Pół godziny później wysiadam przed tablicą witającą przybyłych i makietą humbaka. Bo w Panamie nie tylko drogi podróżników i turystów prowadzą nad Kanał Panamski.
Drogi długopłetwców (humbaków) zdążających do ciepłych wód, aby powić potomstwo, też. Wykorzystują wody kanału, aby dotrzeć do sobie tylko znanych miejsc, gdzie warunki sprzyjają rozwojowi rodziny.

Około czterystu metrów dalej Centrum Gości. Platformy widokowe i muzeum. Doskonały widok na przepływające kanałem statki i możliwość poznania jego historii.

 














Do śluzy wpływa właśnie ogromny kontenerowiec MAERSK, jednego z największych operatorów kontenerowych na świecie. Z wysokości platformy widokowej wydaje się, że ledwie prześlizguje się między brzegami śluz. Ich szerokość wynosząca 33,5 metra wyznacza maksymalną szerokość statków, jakie mogą nim płynąć. W rzeczywistości między burtami statków a brzegami kanału pozostaje kilkanaście centymetrów „luzu”. Aby statek nie „obijał się” o brzegi, jest utrzymywany w równowadze przez dwie mikroskopijnej (w porównaniu ze statkami, które „ciągną”) wielkości lokomotywy poruszające się po torach na brzegu kanału. Jakoś się nie nudzę, patrząc, jak zamykają się i otwierają przegrody śluz, jak komory napełniają się wodą, jak powoli przesuwają się kanałem tony żelastwa i towarów zamkniętych w setkach, a pewnie i tysiącach kontenerów wiezionych przez statek.

Budowa liczącego 81,6 km długości kanału trwała od 1881 do 1914 roku. Ale historia tej budowy sięga czasów pierwszych odkrywców Nowego Świata. Wąski przesmyk lądu łączący dwa wielkie kontynenty pobudzał wyobraźnię i idea stworzenia drogi morskiej łączącej oceany powracała. Ostatecznie urzeczywistnił ją, a właściwie zaczął urzeczywistniać, Ferdynand de Lesseps, francuski dyplomata i przedsiębiorca, budowniczy Kanału Sueskiego, który w roku 1854 uzyskał koncesję na budowę kanału łączącego Atlantyk z Pacyfikiem. Nie doczekał końca budowy. Zmarł w 1894.
Konstrukcja kanału zakładała też wybudowanie sztucznego jeziora. Jeziora Gatún. Tyle że zostało ono utworzone na wysokości 25,9 m n.p.m. Aby zatem statki mogły przypływać taką drogą wodną, konieczne było wybudowanie systemu śluz.



Śluzy są trzy. Najbliżej Panamá City położona śluza Miraflores, o dwóch komorach, potem jednokomorowa śluza Pedro Miguel – podnoszą statki do poziomu jeziora. Po jego pokonaniu śluza Gatún (trzy komory) opuszcza je do poziomu Morza Karaibskiego i pozwala im wpłynąć do portu w Colón, mieście położonym u wybrzeża Morza Karaibskiego.

W wyniku budowy kanału droga morska z Nowego Jorku do San Francisco uległa skróceniu o 14 500 kilometrów. Ale czas nie stoi w miejscu. Zaczęły powstawać kontenerowce dużo większe, które nie mieszczą się już w Kanale Panamskim. Jeszcze kilka lat i gigantyczne przedsięwzięcie z przełomu XIX i XX wieku stałoby się zabytkiem odwiedzanym jedynie przez turystów. Dlatego budowana jest druga nitka kanału, która otworzy drogę pięciokrotnie większym statkom. Jej otwarcie planowane jest na rok 2014 – w stulecie oddania do użytku kanału dzisiaj funkcjonującego[1].

Tego wszystkiego i wielu jeszcze innych rzeczy można się dowiedzieć w doskonałym muzeum zajmującym cztery piętra budynku. Na zakończenie zwiedzania udaje mi się dorwać do stymulatora statku przepływającego przez kanał. „Pruję” wodami kanału, błyskawicznie pokonuję śluzy, opuszczam Miraflores, przepływam pod Mostem Stulecia… Jak w rzeczywistości pokonuje się kanał, zobaczę za kilka dni, kiedy będę nim przepływała „w realu”.

No właśnie, będę przepływała?


Informacja, w jaki sposób przepłynę kanał, była jedną z pierwszych, jaką znalazłam, planując podróż. Przed jej rozpoczęciem na wykupienie rejsu przez Internet nie mogłam się jednak zdecydować, bo nie wiedziałam, kiedy właściwie do Panamy dotrę. Teraz już wiem, że mogę popłynąć w najbliższą sobotę, tyle że na wykupienie wycieczki w kawiarence internetowej się nie zdecyduję. A nie zdecyduję się, bo…

Problemu z samym zakupem nie przewiduję.  Wypadałoby jednak mieć wydrukowane potwierdzenie zakupu, jakie zazwyczaj jest edytowane przy samym zakupie lub przesyłane na adres mailowy. Ale moje doświadczenia związane z drukowaniem w kawiarenkach internetowych są raczej negatywne. Nigdy, w czasie żadnej z podróży, gdy potrzebowałam coś wydrukować, nie obyło się bez problemów. A to drukarki w kawiarence nie ma, a to konfiguracja drukarki nie taka, a to wszystko niby jest w porządku, ale nie drukuje nie wiadomo dlaczego. Trzeba było szukać innej kawiarenki, innej drukarki… Nie, tym razem na to się nie piszę. Dwa dni (jest środa) – może się to okazać za mało, żeby uzyskać potwierdzenie. Muszę kupić wycieczkę – wraz z potwierdzeniem zakupu – bezpośrednio u organizatora.

Tyle że na stronie internetowej podana jest nazwa ulicy, przy której znajduje się biuro, a na planie miasta, jaki mam do dyspozycji, ulice są ponumerowane. Jak mam zatem trafić do agencji?

Pracownica punktu informacyjnego w Centrum Gości okazuje się bardzo pomocna. Dzwoni do biura i pomaga mi zidentyfikować położenie ulicy. Dokładnie po przeciwległej stronie blisko milionowego miasta! Opisu dojazdu do niego oszczędzę czytającym – jadę trzema autobusami w godzinach szczytu, co trwa prawie dwie godziny. Ale docieram i miejsce w rejsie wykupuję. 



[1] Otwarcie nowej nitki kanału nastąpiło bardzo niedawno – 26 czerwca 2016 roku, po dziewięciu latach budowy i z dwudziestomiesięcznym (w stosunku do planów) opóźnieniem. I ponad dwa lata po mojej podróży do Panamy. Inauguracji dokonał chiński kontenerowiec Cosco Shipping Panama – ma on 48 metrów szerokości i 300 metrów długości.




 

2 komentarze:

  1. Przez chwile poczulam sie jakbym sama tam byla. :) . Dziekuje. Przesylam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emerytkawpodrozy9 sierpnia 2016 10:16

      I ja dziękuję. A za kilka dni zapraszam do lektury kolejnego postu o Panamie. Pozdrawiam

      Usuń