niedziela, 11 listopada 2018

Świadek czasów helleńskich – Garni. Armenia



Odwiedzając Garni (Armenia), przenoszę się w czasie do zamierzchłej starożytności, a nawet do czasów wcześniejszych. To tutaj, na trudno dostępnej skale w dolinie rzeki Azat znaleziono ślady zamieszkania oraz fortyfikowania tego miejsca z okresu brązu. Obecny układ twierdzy pochodzi z III wieku p.n.e. i jest następstwem podbojów Aleksandra Wielkiego, które przyniosły do Armenii kulturę hellenistyczną. Najsłynniejsze jednak obiekty – świątynia Mitry i łaźnie rzymskie, datowane są na I wiek n.e.


Z murów cyklopowych niewiele już pozostało. Cyklopowych, ponieważ ich powstanie przypisywano Cyklopom. Największy zachowany fragment to ten z bramą wejściową, chociaż z 12–14 metrów wysokości pozostało zaledwie 2–4 metry. Mur miał 2 metry grubości, układany był z bloków skalnych bez obróbki i bez zaprawy murarskiej, a pozostałe niewielkie przestrzenie były wypełniane drobnym gruzem i ziemią. Czasem poszczególne kamienie były spajane żelaznymi trzpieniami. Kiedy jednak patrzę na to, co zostało, mam poważne wątpliwości co do jego oryginalności. Kamienne bloki są nie tylko ociosane, lecz także… chyba mogę powiedzieć: znormalizowane. Myślę, że to efekt odbudowy z X wieku – po inwazji Arabów w VII wieku.

Tablica przy wejściu przedstawia plan stanowiska, jego legenda wymienia osiem obiektów. Uwaga wszystkich skoncentrowana jest na tylko jednym z nich – na świątyni poświęconej Mitrze, bogowi słońca i światłości, patronowi władców i wojowników. Bóg ten, wywodzący się z mitologii indoirańskiej, w okresie helleńskim identyfikowany był z greckim Apollem lub Heliosem. 


Tutaj w Garni świątynia została wybudowana w I wieku n.e., w czasach króla Tiridatesa I, według najlepszych wzorów architektury helleńskiej. Podchodząc do świątyni, mam wrażenie, że zbliżam się do ateńskiego Partenonu.

Centralna część sanktuarium, naos (łac. cella) otoczona jest kolumnadą składającą się z 24 kolumn – po 6 kolumn z frontowej i tylnej strony, po 8 po bokach. Całość na wysokim na 3 metry podium. Dziewięć schodów w przedniej części pozwala wejść do wnętrza. Na południowej ścianie naosu pozostała tylko zwieńczona tympanonem wnęka – tutaj spoczywał posąg bóstwa. I w tym przypadku bazaltowe kamienne bloki, z których wzniesiono świątynię, spojono żelaznymi klamrami, które dodatkowo zalano stopionym ołowiem. Tak wzmocnione mury miały stać po wsze czasy. I rzeczywiście, świątynia przetrwała 17 wieków różnych burz dziejowych. Ostała się nawet pierwszym chrześcijanom, którzy równali z ziemią świątynie poświęcone pogańskim bóstwom. Uległa trzęsieniu ziemi w 1679 roku.

To, co dzisiaj oglądam, to efekt prac wykopaliskowych prowadzonych od 1949 roku. Przywracając świątyni dzisiejszy kształt z odebranych ziemi szczątków, architekt Aleksander Sainian posługiwał się szesnastowiecznym poematem, w którym szczegółowo ją opisano. Nie wszystkie fragmenty udało się umieścić w pierwotnym położeniu, nie wszystkie bowiem udało się znaleźć. Świadczą o tym betonowe plomby wypełniające brakujące miejsca. To jednak, co zostało odtworzone, dowodzi kunsztu dawnych artystów. Na powstałych przed wiekami rzeźbach można wypatrzeć liście akantu, paproci, owoce winogron, granatów, rozety czy kwiaty unikalne występujące tylko Armenii. Wielu motywów nie da się rozpoznać, uczeni znaleźli jednak wplecioną w ornament inskrypcję, mówiącą o przekształceniu świątyni na meczet – po inwazji arabskiej na te ziemie.















Poprzez przestrzeń między kolumnami patrzę na dolinę rzeki Azat, płynącej gdzieś tam, sto metrów niżej. Jakże doskonale usytuowano tę świątynię, ale i całą twierdzę. Strome ściany wąwozu doskonale broniły ją z trzech stron.



W bezpośrednim sąsiedztwie świątyni Mitry, po jej zachodniej stronie, w 659 roku wybudowano kościół ufundowany przez katolikosa Nersesa III Budowniczego. Tego samego, z którego inicjatywy powstała katedra w Zwartnocu. Ten kościół, zwany kościołem Sion, był jej kopią. Odtworzono tylko zarys fundamentów. W jej północnej części znajduje się grób katolikosa Masztoca Yeghivardetsi, który w 876 roku, uciekając z Eczmiadzynu przed arabską inwazją, przeniósł siedzibę Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego właśnie tutaj, do Garni. W XII wieku wybudowano nad jego grobem, właściwie w ramach kościoła Sion, niewielką kaplicę. Pozostała tylko płyta nagrobna.


Również po letnim pałacu króla Tiridatesa I nie pozostało nic poza fundamentami. Zresztą ten dwukondygnacyjny pałac nie był duży, miał powierzchnię zaledwie 15 na 40 metrów. W armeńskich kronikach nazywany był „pałacem chłodu”, ponieważ został tak zaprojektowany, aby portyk wzdłuż dłuższej ściany „łapał” chłodny wiatr wiejący z kanionu. Poza tym w otwartych łukach portyku wieszano mokre zasłony oraz przywożono z wysokich gór bloki lodu, które miały dodatkowo ochładzać powietrze w komnatach. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić szczegółów tego nowoczesnego jak na tamte czasy systemu klimatyzacji …










 




Podobnie jak łaźni rzymskiej w jednym z narożników tej królewskiej willi. Wiadomo, że składała się z kilku pokojów – garderoba, łaźnia zimna, łaźnia gorąca, ciepły pokój i pokój bez szczegółowego określenia jego rodzaju. Najbardziej imponującą pozostałością są mozaiki przedstawiające sceny z mitologii. Wykonane z kamieni w 15 odcieniach. To też muszę sobie tylko wyobrazić, bo całe łaźnie zostały schowane pod dachem szopy chroniącej tę część wykopalisk nie tylko przed zgubnym wpływem czynników atmosferycznych, lecz także przed wzrokiem zwiedzających. Drzwi do wnętrza są bowiem zamknięte na cztery spusty. 

Jeszcze mniej pozostało po koszarach, w których stacjonowała straż królewska. Zarys fundamentów zarósł niekoszoną chyba nigdy trawą, ścieżki – nawet jeżeli kiedyś były, pozostało po nich ledwie wspomnienie. Kiedy już jestem w samym środku tego zarośniętego rumowiska, przypomina mi się wąż, który tylko machnął mi ogonem dzisiaj rano w klasztorze Geghard. Czym prędzej wychodzę na asfaltową ścieżkę prowadzącą do bramy.

Ostatni rzut oka na świątynię Mitry, ostatni rzut oka na wąwóz, na piętrzące się nad nim szczyty. Jeszcze spojrzenie na Kamień Heliosa, uważany za kamień węgielny pałacu. Z daleka widać, że to tylko część większej struktury. I rzeczywiście. Jest to fragment dużego chaczkaru. Dopiero podczas współczesnej budowy koparki przewróciły go i wtedy został odkryty napis na jego tylnej stronie. Napis ten, w języku greckim, mówi o tym, że król Tiridates wybudował siedzibę dla swojej żony w jedenastym roku swojego panowania, co pozwala sprecyzować datę powstania pałacu. Wcześniej datowano tę budowlę na II wiek n.e.

Zobacz też:  http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/01/najpierw-klasztor-achtala-armenia.html





























 

5 komentarzy:

  1. Dziś bardzo odległy kawał pięknej historii! Armenię mam w swoich planach!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie trzeba te plany zrealizować, bo to niezwykle ciekawy kraj. I nietrudny do zwiedzania.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy i mało oklepany kierunek! Świetna relacja! Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe miejsce. A jak wygląda podróżowanie po kraju. Łatwo przemieszczać się ich komunikacją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam większych problemów z samą komunikacja. Większość miejscowości zwiedzałam w czasie jednodniowych wypadów z Erywania - niestety każdy kierunek ma swój dworzec, więc każdorazowo musiałam się dowiadywać jak dojechać. I to był pewien problem, bo w Erywaniu nie ma informacji turystycznej. A przynajmniej nie było wtedy, kiedy tam byłam.Punktem wyjścia były informacje z przewodnika LP, które starłam się potwierdzić w hotelu czy biurach podróży. Ale zdecydowanie było to łatwiejsze aniżeli podróżowanie po niejednym kraju w Azji - wszędzie docierałam transportem publicznym.

      Usuń